Czarodzieje

poniedziałek, 17 września 2018

Rozdział 5


Rozdział 5 –  Życie jest ciężkie, kiedy ktoś cię    zawodzi.


,,Zaufa­nie to wiara w dru­giego człowieka ,
Jeśli je ktoś raz zawiedzie,
nie po­winien ocze­kiwać zrozumienia.
Tym bar­dziej wybaczenia...
Bo za­wieść przy­jaźń czy miłość, to jak wbić nóż w ser­ce ...”


Minęły już pierwszy tydzień września a na Hogwardzkich błoniach, liście drzew zdążyły już przybrać delikatną złoto-pomarańczową barwę. Mimo zbliżającej się jesieni, było dosyć ciepło a uczniowie korzystali z ostatnich promyków letniego słońca. Tak też było z Pansy i Blaisem. Siedzieli wygodnie na kocu, trzymając się za ręce i opierając się o niesamowicie stary i duży dąb. Od czasu obietnicy jaką dała chłopakowi Ślizgonka, udawali parę. Nie było tak źle jak na początku jej się wydawało. Były z tego również plusy, praktycznie co dwa dni dostawała od niego ciekawe prezenty, ale nie sądźcie, że czarnowłosa ślizgonka była chciwa czy pazerna. Po prostu wcześniej, gdy była w związkach nikt nie dawał jej niczego, jedynie brali. To była miła odmiana. Wszyscy kupili tę szopkę, nawet nauczyciele. Jedyną osobą, która wiedziała o ich umowie był Draco. Wspólnie uzgodnili, że ich przyjaciel powinien wiedzieć cokolwiek na ten temat, musieli być z nim w porządku. Ale on przyjął to bardzo spokojnie, jak by się tego wcześniej spodziewał. Trochę ich to zdziwiło, ale Malfoy już taki był – nieprzewidywalny i zaborczy. Kiedy o czymś pomyślał ciężko było mu to wybić z głowy. Zerknęli na przyjaciela, który wyłaniał się ze starego zamku. Nie był sam, znalazł sobie nową dziewczynę. Znowu. Rzecz jasna związek nie był poważny, jak zwykle z resztą. Ludzie zakładali się ile tym razem Malfoy wytrzyma z kimkolwiek. To był ciężki człowiek.
Pansy zmarszczyła brwi i spoglądając w stronę blondwłosego ślizgona, który całował się z piękną krukonką z kaskadą długich prostych włosów – Znowu to robi. Bierzę jakąś długonogą siódmoklasistkę, robi jej dwutygodniowe wakacje życia i rzuca!
- Spokojnie Pan. – próbując uspokoić ,,swoją dziewczynę” - Nasz Smok nie chce jej zniszczyć życia, przecież laska wie na co się piszę. -  zamyślił się na chwilę - Poza tym wiesz jak się nazywa?
- A co jak z nią zerwie to przybędziesz jak rycerz w odsieczy? – zapytała z ironią – To Lilian Carter z siódmego roku. Bystra, ale głupia jeśli chodzi o wybór drugiej połówki.
Blaise patrzył na nią z wyczekiwaniem, potrzebował więcej informacji.
- Chodziła z Teodorem, nie pamiętasz?
-  Tak! To była ta, która wysyłała mu liściki na każdej przerwie?
- Dokładnie ta, biedna zerwał z nią, bo ciągle za nim  łaziła. W sumie to dziwne, że Draco z nią jest. Raczej nie zabiera niczego po Nottcie.
- Masz racje Pan, może chce sprawdzić….
W tym momencie do dwójki przyjaciół zaczęła podchodzić obgadywana para uczniów.
- Ciii! Hej! – rzekła zbyt szybko i głośno Parkinson. Chcąc się poprawić uśmiechnęła się szczerząc idealnie białe ząbki.
- Siema ludzie! – jak zwykle entusjastycznie Blaise – no Smoku przedstaw nam swoją piękną jak róża damę.
Lilien delikatnie się zarumieniła, zaś Draco już miał dosyć przyjaciela.
- To jest Lilien, a tam Pansy i Blaise – odrzekł znudzonym głosem.
- Całuję rączki!
Chłopak był tak zażenowany zachowaniem przyjaciela, że zaczął szukać pomocy w przyjaciółce. Na jego wzrok Pansy szybko wtrąciła się akurat, gdy Blaise zaczął przystawiać się do wciąż zarumienionej niewiasty.
- Miło nam poznać, chociaż chyba chodziłam z tobą na numerologie w szóstej klasie.
- O tak pamiętam cię, chociaż już nie chodzę na te lekcję. Wole zielarstwo – uśmiechnęła się przyjaźnie krukonka.
- Ja zostałam, ale w końcu zaciągnęłam ich  - wskazując na chłopaków – na runy i właśnie numerologie. – ale nasz uroczy Diabełek stwierdził, że runy nie są do niczego potrzebne i już tam  nie chodzi.
- Nie prawda, po dogłębnej analizie stwierdziłem, że ten przedmiot nie przyda mi się za knuta. Nie wiąże przyszłości z żadnym zawodem w tę stronę. – powiedział naburmuszony ślizgon.
Draco spojrzał na duży zegarek na swojej lewej ręce, który dostał od matki na 15 urodziny, bardzo go lubił i niechętnie go ściągał. Widząc zbliżającą się godzinę szóstą po południu, przypominał sobie, że na dziewiętnastą jest kolacja.
- Dobra, chodź Lil musimy załatwić coś w moim dormitorium – mówiąc to chwycił dziewczynę za rękę.
- Miło było poznać!
- I wzajemnie. – powiedzieli równo.
- Ile im dajesz? – rzuciła złośliwie.
- Tydzień. Jak Boga kocham tydzień.
- 5 dni.
- Aż tak? Siostro nie przesadzasz, jest urocza.
- No właśnie. On się przy niej wynudzi i zamęczy. I o to mi chodzi!  Musi zacząć bardziej szanować kobiety, denerwuje mnie jego postawa.
- Malfoy jest typowym podrywaczem, nie dasz mu rady.
- Chcesz się założyć?
- Co ty kombinujesz?
Uśmiech dziewczyny mówił sam za siebie.
***
Siedziały w salonie rozmawiając o wszystkim i o niczym. Ich konwersacja dla osoby pobocznej wydawałaby się niemal zwykłym plotkowaniem. Jednak dziewczyny poruszały sprawy ważne dla nastolatek – miłość. A raczej problemy i problemiki w związkach. Obydwie miały chłopaków, ale inne udręki.
- Ginny ja nie wiem co mam robić, jak o nim myślę chce mi się płakać. A jak już przestaje to nastaję we mnie nadludzki gniew. Jestem taka wściekła – powiedziała Hermiona -  wczoraj na lekcji złamałam ołówek. – Uważała się za żałosną, kochała Rona, ale nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Nie tylko, dlatego bo wybiegł z Wielkiej Sali za Greengrass, lecz już od dawna im się nie układa. Dokładnie od chwili, kiedy usłyszała o wspólnym zamieszkaniu. Nie wiedziała czy jest sens to ciągnąć i czy ich przyjaźń przetrwa mimo rozstania.
Ruda wzięła łyk gorącej zielonej herbaty – Miona musisz z nim porozmawiać, a nie wciąż gadać! To nie jest taki wielki kłopot jaki ci się wydaje. Jestem przekonana, że gdy już nim pogadasz wrócicie do siebie. Może nie będzie tak jak wcześniej, ale trzeba próbować.
- Może masz racje, ale będzie ciężko, pogodziliście się już?
- Niezupełnie, bo my się nie pokłóciliśmy, mamy po prostu ciszę. Nie mamy teraz ze sobą żadnego kontaktu. Czasami tylko widzę jego smutne, zielone oczy na posiłkach.  Gdy to widzę mam ochotę przybiec do niego i nigdy go nie opuszczać.
- No to się do niego odezwij. Wystarczy, że go przytulisz, lub pocałujesz.
- To jest myśl, chociaż to dziecinne. Nie odzywamy się do siebie tydzień i nagle mam się normalnie zachowywać? To nie w moim stylu, lecz na razie nie mam lepszego pomysłu. – uśmiechnęła się smutno na myśl o swojej sytuacji. – To już lepiej iść z nim do łóżka na zgodę.
- To już coś, uwierz to typowa zagrywka Rona. – Powiedziała starsza gryfonka. Nie była dumna z tego, że tak mu ulegała. A robiła to często, szczególnie jeszcze na początku wakacji. Wtedy ich związek się zaczął, mimo to często się kłócili. Przez takie zagrywki miała wątpliwości czy w ogóle do siebie pasują. No, ale była nastolatką, nic nie mogła poradzić na to w jakim wieku była.
- Ty i Ron?  - Rudą zatkało – Myślałam, że wy nie…
- Jasne, że tak, ale nie uważam żeby to było jakoś bardzo potrzebne do życia. – Odpowiedziała dyplomatycznie Hermiona.
- My z Harrym aż daleko się nie posunęliśmy. I jak to jest?
- Zwyczajnie, nie tak jak na książkach czy filmach. Nic nadzwyczajnego.
- Ohh, a ja liczyłam na plotki. Chociaż to mój brat. Fuj! Może ten pomysł na ponowny kontakt z Harrym będzie w porządku.
- Spróbuj, na pewno się nie oprze. – powiedziała jej ze szczerym uśmiechem.
W tym momencie do dormitorium wpadł Draco z nieznaną im Krukonką. Całowali się. Dla dziewczyn jednak ten widok wyglądał obrzydliwie. Nie było między nimi żadnej przerwy. Nie zauważyli publiczności, tylko przesuwali się w kierunku sypialni Malfoya. Widok zdecydowanie nie zachęcał. Po chwili owa para zniknęła w pokoju chłopaka.
- To było obrzydliwe – poprawiła ją Miona.
- Zdecydowanie – zgodziła się z nią Ruda. – Jeśli tak ma to wyglądać to ja się chyba nie piszę.
- Oj nie przesadzaj, przecież to Fretka. Nie będzie ci niszczyć życia, to było przecież pozbawione dobrego smaku. Taki urok Malfoya – wszystko psuje.
- Na pewno? – Weasley wciąż nie była pewna tego wszystkiego, no ale coś trzeba zrobić.
- Mam pomysł – rzekła w przypływie dobrych myśli Herm. – A co byś powiedziała na to, żeby napisać list? Umówiłabyś się z nim, no nie wiem. Powiedzmy dwudziestą pierwszą. Po kolacji byś się u mnie przygotowała, a spotkałabyś się z nim w pokoju życzeń. I co o tym myślisz?
- Co się stało z szarą myszką i pilnującą zasad prefekt naczelną? – Była mile zaskoczona widoczną zmianą w zachowaniu przyjaciółki. Stała się bardziej otwarta i pewna siebie.
- A co nie podoba ci się zmiana?  - Naprawdę nie wiedziała, dlaczego pomysł uwiedzenia Pottera wydawał się taki wspaniały, ale nie próbowała tego analizować, bo jeszcze zmieniłaby zdanie do tak „świetnego planu”.
Spojrzały na zegar wiszący na ścianie, zbliżała się siódma.
- Czas na kolacje.  – powiedziała Ginny akurat wtedy, gdy zaburczało im równocześnie w brzuchach. Wybuchły śmiechem.

***
Dafne cały dzień przesiedziała w bibliotece. Nauka szła jej słabo, a chciała w tym roku się przyłożyć, więc od godziny dziesiątej do dwudziestej trzydzieści uczyła się na eliksiry i transmutacje. Tak wciągnęła się w naukę, że przegapiła porę kolacji. Od razu przyszła jej na myśl Granger. Pewnie jej teraz jeszcze bardziej nienawidzi, ale ona nie chciała żeby Ron za nią poszedł. Było jej wtedy bardzo miło, ale to nie było w porządku. Miała nadzieje, że jak się zaczęło tak się skończy i, że Weasley o niej zapomni. Marzenie ściętej głowy.
 Z biblioteki wyszła ze sporym stosem ksiąg. Były ciężkie, dlatego żałowała, że jej dormitorium jest akurat w lochach. Kiedy szła ciemnym korytarzem natknęła się na unikanego przez nią Weasleya.
- Świetnie. – mruknęła pod nosem próbując zakryć twarz książkami.
- Dafne? – chłopak nie był pewien czy to ona. Postanowił zbliżyć się do ślizgonki.
Z racji tego, że Dafne zasłoniła sobie oczy nie wiedziała czy dobrze idzie. Słyszała również ciężkie kroki Rona. Chciała szybko skręcić, a on się tego nie spodziewał, więc wlecieli na siebie robiąc przy tym porządny hałas.
- No świetnie. Jesteś zadolony?! – krzyknęła
- Co ja? – odezwał się nieinteligentnie. Nie chciał przecież w nią wejść, to ona tak nagle skręciła. To nie była przecież jego wina. – Pomogę ci.
- Na to liczę.
Szybko układał książki na jej dłoniach, czasami dotykając przypadkowo opuszków jej palców. Przechodziły wtedy przez nią przyjemne dreszcze. Po pewnym czasie stos na jej rękach zrobił się tak ciężki, że Greengrass przechyliła się w stronę ściany. Książki jej spadły, ale ona tego nawet nie zauważyła. Podchodził do niej wolno, jakby się bał, że ją spłoszy. Im był bliżej tym serce waliło jej szybciej, nie panowała nad swoim ciałem. Byli tak blisko, ich oddechy mieszały się ze sobą. Pocałował ją.

***
Po napisaniu listu i zjedzonej kolacji, Hermiona i Ginny wróciły do dormitorium prefektów. Miały mało czasu, bo tylko godzinę.
- Właź po prysznic. – rozkazała jej Granger niczym generał.
- Tak jest! – odkrzyknęła z uśmiechem i poszła do łazienki ze starannie przygotowanymi rzeczami.
Po trzydziestu minutach wróciła, aby poprawić makijaż.
- Okej jest idealnie, teraz tylko błyszczyk i idziesz szaleć kocico! – Brązowowłosa wkręciła się w swoje wyjątkowe zachowanie.
- Miona, ja się denerwuje. A co jeśli nie przyjdzie? – zaczęła panikować, co było dziwne na młodszą gryfonkę. Była raczej odważna i pewna siebie.
- Nie bądź tchórzem. Mogę cię połowę drogi odprowadzić, ale nie licz na więcej. – powiedziała jej dobrodusznie.
- Umowa stoi.
Gdy Herm odprowadziła Ginny i już wracała do siebie niespodziewanie usłyszała trzask, jakby książki gdzieś upadły. Chcąc sprawdzić dokładnie skąd pochodzi hałas, zaczęła się tam zbliżać. I znowu huk.
- Co tam się dzieje? – powiedziała do siebie retorycznie.
Im była bliżej tym bardziej obawiała się tego co zobaczy. I miała racje to był błąd.
On całował się z nią! NIE! On się obściskiwał. Nie wiedząc co właściwie zrobić, rzuciła się w bieg. Nie chciała tego pamiętać, wolałaby żyć w błogiej nieświadomości, lecz to nie ona nad tym panowała. Przepłakała całą noc.
***

Czekała na Harrego cierpliwie pod pokojem życzeń. Drzwi już się pojawiły, a ona już wymyśliła co się ma tam znajdować. Po około dziesięciu minutach przyszedł zdyszany Potter.
- Już jesteś. – powiedziała chcąc zabrzmieć kusząco, co by się udało gdyby nie to, że wybraniec nie był zbyt kumaty w tych sprawach.
Złapała go za dłoń, prowadząc do pokoju. Jego obraz przerósł jej najśmielsze wyobrażenia – Był czerwono – czarny, a na środku pokoju znajdowało się ogromne dwuosobowe łoże z ciemnego drewna.
Zaprowadziła go w stronę łóżka i zaczęła powoli go całować. Jeśli Harry wcześniej był zdziwiony to teraz był sto razy bardziej onieśmielony. Nie odzywali się do siebie cały tydzień i teraz chce seks? O nie, to nie w porządku, wobec nich samych.
Nie, Ginny.. – próbował jej przerwać. Niestety Ginny nie słuchała, lub nie chciała go słuchać.
- Harry kochanie, jak ja za tobą tęskniłam. – mówiła między pocałunkami.
- Nie! – odpechnął ją.
- Co znowu?! – dziewczyna bardzo szybko się wkurzyła.
- To nie powinno być tak, nie w złości. Na zgodę. To niczego nie rozwiązuje, wręcz komplikuje.
- Tak? Uważasz, że jeśli pogodzenie to zła rzecz to co my właściwie ze sobą jeszcze robimy!
- Jeśli chcesz ze mną pogadać to jutro, kiedy będziemy bardziej trzeźwi emocjonalnie. A teraz stąd wyjdę. Nie mam zamiaru być tu dłużej! – Wyszedł.
Ginny rzuciła się na łóżko psując makijaż. Zmoczyła prawie całą poduszkę, kiedy w końcu zasnęła.
***







Kochani, drodzy ludzie z internetów,
Wróciłam po kilku miesiącach nie pisania. Nie miałam wcześniej ochoty na cokolwiek, mogę się nawet przyznać, że za bardzo nie czytałam fanficków. 2 tygodnie temu mnie tknęło, dokładnie wtedy kiedy szkoła się zaczęła. No cóż. Stworzyłam taki rozdział, jestem nawet z niego zadowolona wyszły dramy, ale trudno. Jeśli je kontroluje nie będzie aż tak źle. Nie mam też pojęcia, kiedy pojawi się coś nowego. Akurat mam teraz przypływ weny na pisanie, zobaczymy jak będzie później. Jestem przeziębiona i zostaje w domu, więc może jutro coś napiszę.
Życzę miłej nocy, dzionka i wszystkiego J

Milka xx

niedziela, 15 kwietnia 2018

Rozdział 4 - Bo każdy jest równy, a korzenie nie mają znaczenia.






Cześć i czołem czytelnicy :D. Przychodzę do was z 4 rozdziałem mojego tworu. Nie jestem z niego za bardzo zadowolona, bo przez tydzień dopisałam do tego co miałam zaledwie 200 słów, ale mam nadzieje, że może się spodoba i wasza ,,żądza czytelnicza” zostanie zaspokojona J . W takim razie uciekam, życzę miłej nocy, dnia i w ogóle życia
Milka xx

PS: Czytasz=Komentujesz







,,Ludzie, cienie, dobro, zło, niebo, piekło: wszystko to tylko etykietki, nic więcej. Ludzie sami stworzyli te przeciwieństwa: natura ich nie dostrzegała. W naturze nawet życie i śmierć nie były przeciwieństwami - po prostu jedno stawało się przedłużeniem drugiego.”

 

Pogoda nie zachęcała do wyjścia, było zimno, a słońce już dawno schowało się za szkarłatnymi chmurami. Niestety dwójka prefektów naczelnych musiała towarzyszyć uczniom z pierwszego roku, w przepłynięciu przez Hogwardzkie jezioro. Nieciekawa pogoda psuła nastrój, a im było zimno. Dziewczyna nie pomyślała, że będzie aż tak źle, więc miała na sobie tylko cienki sweterek. Teraz marzła szczękając zębami w swojej małej łódce, w której płynęła z blondwłosym chłopakiem ze Slytherinu. Draco też nie czuł się zbyt pewnie w lekko przechylającej się łódce pośród burzliwych chmur, ale przecież nie powie tego gryfonce. Tak naprawdę nikomu tego nie powie, bo, po co. Nie po to latami budował swoją pozycję, aby zburzyć ją tak prostym zdaniem. Generalnie nie pokazywał ludziom swoich prawdziwych uczuć. Starał się być obojętny na każdy problem, radość, czy nienawiść skierowaną w jego stronę. Tylko przy przyjaciołach się rozluźniał, chociaż też nie do końca. W pewnym sensie nikt go nie znał, nie miał osoby, która wiedziałaby o nim wszystko i chciał, aby tak zostało. Nie chciał czuć się przywiązany do nikogo, dlatego nigdy się nie zakochał, nawet nie zauroczył. On tylko zabierał dziewczyny na jedną noc. Oczywiście myślały, że go usidlą, że będą tak oszołamiające, że się ugnie, a one posiądą go jak nagrodę, trofeum. Żadnej się nie udało, a ślizgon pozostał na nie całkowicie obojętny psychicznie i umysłowo, bo pragnieniu fizycznym nie mógł się oprzeć. Okej, może ukrywał się za maską obojętności, ale był także facetem, który miał swoje potrzeby. Miał urodę i to wykorzystywał, bo dlaczego nie? Nie czuł się winny, mimo złamanych serc, przecież nikomu niczego nie obiecywał. Siedząc zziębnięta z podkulonymi nogami Hermiona obserwowała Malfoya, który ulokował się naprzeciwko niej. Oczywiście mogła spojrzeć też w inną stronę, ale bała się tego, co może się stać. Woda, co jakiś czas nieprzyjemnie bulgotała, a ona słyszała za dużo historii i obejrzała zbyt wiele horrorów, aby spojrzeć w jej taflę. Przyglądając się mu zauważyła, że wygląda zdecydowanie zdrowiej, niż podczas ich poprzednich spotkań. Jego blond, wręcz platynowe włosy powiewały na porywistym wietrze okalając jasną twarz. Kiedy spotkała go na rodzinnym dworze, w niezbyt przyjemnych okolicznościach miał bardzo bladą, aż przezroczystą cerę, a usta wykrzywiał grymas. Wtedy pomyślała, że mimo pozycji nie ma lekko i nie chce znaleźć się w jego skórze. Nie mogła już więcej rozmyślać, gdyż ich podróż się skończyła a nogi dotknęły upragnionej ziemi. Szli razem w ciszy prowadząc zgraję uczniów do ogromnej szkoły, z którą mieli tak wiele wspomnień. Dotarli aż do wielkiej Sali, gdzie rozdzielili się i poszli prosto do stołów swoich domów.

- …April Jones!
 Mała rudowłosa dziewczynka niepewnie usiadła na stołku, który zaważy o jej przyszłości. Profesor McGonaggal założyła na jej głowę tiarę przydziału.
 - GRYFFINDOR!
Przy stole gryfonów zabrzmiały ogromne oklaski i wiwaty, April usiadła przy stole speszona, ale też dumna. Zawsze chciała trafić do tego domu, więc marzenie się spełniło.
 - George Kinney!
Chłopaczek o miodowym kolorze włosów wyszedł z tłumu i przysiadł czekając na najważniejsze.
 - GRYFFINDOR!
Ponownie nie obyło się przez gorących oklasków witających nowego wychowanka gryfonów.
- Matthew Villans!
Brązowowłosy przysiadł na krześle z pewnością siebie, a gdy dyrektorka dotknęła tiary i przyłożyła ją do głowy Matthew od razu rozległ się krzyk kapelusza.
 - SLYTHERIN!



***



Po omówieniu spraw organizacyjnych wszyscy zasiedli do wielkiej uczty. Astoria była bardzo głodna, ale ostatnio naczytała się za dużo magazynu ,,Czarownica”, gdzie napisali, o diecie opierającej się na jednym posiłku i wodzie. Ślizgonka uwierzyła w informacje z jej ulubionego pisma i teraz siedziała przy pustym talerzem, z pucharkiem wody w rękach.
- As, jeśli nic nie zjesz, zemdlejesz. Jesteś blada jak ściana – powiedziała ostrzegając przyjaciółkę Pansy.
- Nie zemdleję, a czuję się wspaniale. Taka oczyszczona i zdrowa. Powinnaś sama spróbować Pan – odpowiedziała próbując brzmieć jak najbardziej wiarygodnie Greengrass patrząc na tartę z malinami.
- Jasne, jasne. Nie będziemy cię później ratować. Prawda Daf?
- Co?
Dziewczyna była cały czas roztrzęsiona po historii w pociągu. Dobrze, że Weasley ją uratował, była mu naprawdę wdzięczna.
- Co się z tobą dzieje? Od kiedy wróciłaś do naszego przedziału jesteś jakaś dziwna.
- Wydaje wam się, naprawdę. Wszystko jest okej. Po prostu jestem zmęczona.
- Powiedzmy, że ci wierzę, ale dlaczego nie było cię tak długo? – zapytała Astoria.
- Czy wy musicie wszystko wiedzieć!? Nie możecie po prostu zostawić mnie w spokoju?! – wykrzyczała Dafne.
- Nie?!
Cała sala zwróciła ku nim wzrok oczekując na rozwój akcji, nie często zdarzało się, aby ta trójka się sprzeczała.
Ronald spojrzał na nią ze współczuciem w oczach. Ślizgonka zmieszała się, a następnie wyszła krzycząc:
- KONIEC PRZEDSTAWIENIA!
Usłyszeli tylko stukot obcasów, a następnie głośny trzask drzwi.

***


Nie wiedziała, gdzie iść, nie chciała, aby ktoś ją znalazł. Chciała zniknąć. Nie miała pojęcia, kiedy na jej policzkach zalśniły łzy.
- Dlaczego akurat ja? Dlaczego zawsze mnie spotykają najgorsze rzeczy? Nikt nigdy mnie nie wspiera. Muszę sobie radzić sama - myślała.
Ostatnio pytała rodziców, czy pożyczą jej pieniądze na zakup lokalu oraz materiałów do pracy. Oczywiście się nie zgodzili, chcieli, żeby była kimś ważnym, żeby pracowała w ministerstwie, ale ona chciała pracować dla siebie. Na Ulicy Pokątnej było takie miejsce, niewielkie, ale na razie w sam raz, chciała, aby było jej, ale pewnie się nie uda... jak zawsze…
- Dafne! Poczekaj!
 Przystanęła na chwilę podziwiając niezbyt przyjemną pogodę.
- Dlaczego wybiegłaś? – zapytał mało inteligentnie Ronald.
 - Przecież słyszałeś. Wszyscy słyszeli.
- Nie. Dafne nikt nie słyszał waszej rozmowy, tylko pojedyncze urywki.
- Super, mają mnie za jeszcze większą idiotkę. – Głos jej się załamał, a gorzkie łzy uszkodziły makijaż.
Chciał do niej podejść i zetrzeć cierpienie z jej twarzy, ale nie mógł. Miał dziewczynę, jeśli ona by się dowiedziała, to już by nie żył. Poza tym, gdyby ktoś go zobaczył z Greengrass miałby niezły problem. Kochał Herm i nie chciał, aby ich związek się rozpadł, tylko jednak od pewnego czasu jest inaczej…
 - Spokojnie, nie płacz – próbował ją pocieszyć, ale z marnym skutkiem – proszę przestań, bo ja też się zaraz rozpłacze.
Zaśmiała się. - Taa, jasne. Weasley idź do swojej dziewczyny, na pewno na ciebie czeka.
 - Możliwe, ale teraz to ty potrzebujesz pomocy i pocieszenia.
- Idź, jeszcze ktoś nas zobaczy i cała nasza reputacja zostanie doszczętnie zniszczona – zachowywała się jakby kompletnie go nie słyszała.
 Chciała szybko się stąd usunąć. Zniknąć. Po prostu miała już dość niepowodzeń w jej nastoletnim życiu.
- A co jeżeli nie pójdę? – zapytał z uśmiechem.
Może porozmawia z nią, chociaż w taki sposób. Zawsze warto spróbować.
 - Wtedy ja stąd pójdę – chciała zabrzmieć smutno, ale wyszedł z tego zaczepny ton.
 - W takim razie. Hmmm.. Może odejdziemy razem?
 Niby chciała odpowiedzieć negatywnie, ale dlaczego ma rezygnować z miłej przechadzki z rudowłosym gryfonem, który notabene pomógł jej w pociągu i nawet teraz oferuję pomocną dłoń. Jebać to.
- Chętnie.
 - W takim razie, chwyć proszę moje ramię.
Parsknęła.
- To nie było śmieszne – rzekła chwytając ramię towarzysza.


***



Harry siedział tuż obok swojej dziewczyny, a naprzeciwko niego siedziała jego najlepsza przyjaciółka. Uzmysłowił sobie, że od kiedy Rona nie ma Hermiona pogrążyła się w zupełnej ciszy. Ginny próbowała ją jakoś zagadać, lecz na próżno. Chciał coś przełknąć, ale na marne. Po całej akcji z ostatniej chwili czuł się nieswojo.
- Przecież oni się nienawidzą – pomyślał.
Dobra może nienawidzić to trochę za mocne słowo, ale przecież to jest ślizgonka, a on jest gryfonem. Teoretycznie powinni się nie tolerować. Nic już nie rozumiał, cóż człowiek to człowiek, nieważne do jakiego domu należy, prawda? Czy jego przyjaciela coś połączyło z tą długonogą dziewczyną, tylko co?
Nie dowie się, jeżeli nie spyta.

Miona grzebała w swoim talerzu próbując się nie rozpłakać na myśl o chłopaku. Może zachowywała się ostatnio z rezerwą w stosunku do niego, ale on na oczach wszystkich wybiegł za tą zdzirą Greengrass. Jeszcze musiała siedzieć do końca uczty, aż wszyscy wyjdą. Pieprzona McGonaggal, przecież ona i Malfoy wiedzą gdzie jest piąte piętro i gdzie jest ten obraz. Tylko traci czas, a w nowym dormitorium mogłaby odciągnąć myśli od okrutnej rzeczywistości, w której jej chłopak ją zdradza. Po prostu świetnie. Przetarła twarz dłońmi starając się wyglądać jak normalniej. Czuła, że ktoś ją obserwuje, ale, gdy tylko rozglądała się naokoło nikogo nie zauważała.
- Chyba zaczynam wariować – pomyślała.

Draco obserwował dziewczynę o ciepłych, czekoladowych oczach. Teraz już nie aż tak ciepłych jak kilka minut temu. Nie dziwił się rudemu, że wybiegł za Dafne, według niego też była ładniejsza niż Granger. Ogólnie to po prostu nie brał jej pod uwagę w żadnej kategorii. Była dla niego szlamą i nienawidził jej. Tej burzy włosów, których nie da się ujarzmić, jej okropnego stylu, a najbardziej charakteru. Taka pyskata i wredna. Mimo opinii, że to on zawsze zaczyna kłótnie tu jest po prostu odwrotnie. To nie jego wina, że dziewczyna nie potrafi przegrywać i zaczyna znowu swoje pitolenie. Cały ten stereotyp o tym, że w Gryffindorze uczniowie są cnotliwi i odważni nie pokrywa się do końca z rzeczywistością. Wystarczy na nią spojrzeć, aby wiedzieć, że ta odwaga to po prostu głupota. Tak samo, że u nich w Slytherinie panuje spryt, w takim razie niech spojrzą na Crabbe’a lub Goyle’a, takie ameby nie mają w sobie grama sprytu.
Półmiski był już puste, a uczniowie opuścili Wielką Salę. Profesor McGonaggal poprosiła prefektów naczelnych do siebie, aby zaprowadzić ich do nowego dormitorium. Szli w ciszy przerywając ją bezpośrednio, gdy dotarli do obrazu uśmiechniętej niewiasty. Wtedy dyrektorka odezwała się po raz pierwszy.
- Aby wejść do środka, trzeba powiedzieć tej o to dziewczynie komplement, na przykład – odwróciła się w stronę malowidła – pięknie dziś wyglądasz.
Na ustach niewiasty pojawił się szeroki uśmiech, a następnie uchyliła przejście.
Widok jaki ich powitał zaskoczył nawet Malfoy’a. Przy samym wejściu znajdowały się wieszaki na ubrania wierzchnie, a wchodząc głębiej ukazał się ogromny salon, w którym znajdowały się jasne skórzane sofy, fotele i kominek. Między kanapą, a kominkiem stał przezroczysty stolik, a na nim bukiet świeżych kwiatów. Przy ścianie stały półki z książkami, na których leżały te najcieńsze i zarazem najgrubsze z ksiąg. Na lewo były drzwi do jednego z pokoi, a naprzeciwko do drugiego. Pomiędzy pokojami znajdowały się jeszcze jedne drzwi, prowadzące do łazienki. Była ogromna, w ciemnych odcieniach ze złotymi dodatkami.
- Oto wasze dormitorium. Staraliśmy się trochę je unowocześnić, oto wynik końcowy – wskazała ręką w stronę głównego pomieszczenia.
- Tu jest obłędnie – pomyślała na głos kasztanowłosa.
- Cieszy mnie pani entuzjazm panno Granger – uśmiechnęła się delikatnie Dyrektorka. – Pokój na lewo jest właśnie Pani, pokój na prawo Pana Malfoy’a. Macie jakieś pytania?
 - Ja nie mam – odezwał się po raz pierwszy Draco.
- Czy tylko my możemy wchodzić do tego dormitorium? W sensie, czy przyjaciele mogą mnie odwiedzać?
 - Naturalnie, możecie też powiedzieć niewiaście kogo nie powinna wpuszczać. Zwykle na wszystko się zgadza.
Przytaknęli głowami.
 - W takim razie jeżeli nie macie więcej pytań to ja wychodzę. Rozgośćcie się, to w końcu wasze lokum na cały rok szkolny - powiedziała wychodząc.
 W tamtej chwili dało się usłyszeć głośne westchnięcie uczniów. Ten rok nie zapowiadał się za ciekawie. Jak bardzo się mogli się mylić?
















środa, 4 kwietnia 2018

Rozdział 3 – Gdy miłość jest trudna.

Cześć, dzień dobry, witaj. Oto on 3 rozdział LISF. Jest on zdecydowanie dłuższy niż pozostałe, co można zdecydowanie stwierdzić. Trochę się tam zadzieje, więc zapraszam. Jestem też jedną z tych, która wyznaje zasadę czytasz=komentujesz, więc za wszystkie z góry dziękuje a w razie pytań chętnie odpowiem ;). A tak w ogóle to jak tam po świętach? Jak powroty do życia codziennego? Piszcie śmiało :D U mnie idzie ciężko i naprawdę dzisiaj się nieźle męczyłam w szkole. Okej już was więcej nie zanudzam miłego dnia <3 
Pozdrawiam

~Milka xx



,,Myślisz, że nie wiem, jak to jest? Kiedy jest się samemu i przyjaciele, a nawet rodzina z dnia na dzień stają się obcy? Wkoło rośnie mur nie wiadomo dlaczego ani przez kogo wzniesiony i możesz w niego uderzać pięściami, walić aż do krwi, możesz wrzeszczeć, aż utracisz głos, a oni stoją i patrzą, ale nie widzą, nie słyszą. I wtedy czujesz się najsamotniejszą osobą na świecie. (...) Czujesz się winna i odpowiedzialna i z czasem wyrasta ci garb, ciężki, twardy, i ciśnie cię do ziemi. Miażdży ciebie i twoje skrzydła.”





Ostatnie 2 dni minęły w zastraszającym tempie. Został tylko jeden do końca wakacji i młodzież miała wracać do Hogwartu. Wydawałoby się, że to mało czasu, ale dla jednej osoby ciągnął się on nie miłosiernie.
- Harry powiedz jej, że ma mi pomóc! Chociaż… ty też powinieneś!
 - Spokojnie Herm, dasz radę – odrzekł swobodnie ciemnowłosy chłopak.
 Harry, Hermiona i Ginny wybrali się na piknik około godziny 10, a Miona usiadła tak niefortunnie, że mrówki zaczęły chodzić po jej kanapce. Ron nie poszedł z nimi, bo spał. Hermionie jednak to nie przeszkadzało. Na każdym kroku wspominał jej o jego planach na przyszłość, do których nie była przekonana. Uważał, że są za młodzi na podejmowanie takich ważnych decyzji. Musiała nad tym pomyśleć chociaż naprawdę nie chciała. Dlaczego życie nie może być łatwiejsze? Właściwie, dlaczego całe jej życie musi być takie trudne? Należało też przygotować się psychicznie na konfrontację z Malfoy’em. Nienawidziła go tak bardzo. To nad nią spośród gryfonów najbardziej się znęcał i pastwił. W 4 klasie stwierdziła, że nie wyleje przez niego ani jednej łzy więcej, bo często płakała i miała tego zwyczajnie dość. Nie mogła wytrzymać tych obelg jakimi raczył ją blondyn. Nagle ktoś ją szturchnął.
 - Ron?! Przecież ty śpisz!
 - Jak widać już nie. – odpowiedział z uśmiechem rudy. Miał dzisiaj wyjątkowo dobry humor.
- Wiesz co… Bo ja sobie przypomniałam, że nie spakowałam się do końca...
 - Ale ty się już przecież pakowałaś – rudowłosa dziewczyna wkopała Granger doszczętnie.
 - Tak? – Powiedziała wzburzona. – W takim razie idę sprawdzić, czy wszystko mam.
- Ale..
- Nie Ginny. Nie sprawdzałam. – Rzekła zaciskając ręce i zęby, po czym odeszła.
 - O co jej chodziło? – Ron nie dawał za wygraną.
 - Sama nie wiem, pójde za nią.
- Dobry pomysł. – Harry dopiero teraz włączył się do rozmowy. Był wyraźnie zamyślony.
Ginnevra odeszła, a chłopcy zostali na kocu.
- Dziewczyny są dziwne – rzekł Ronald. – Hermiona zachowuje się tak od 2 dni. Ciekawe dlaczego? Hmm…
Harry oczywiście wiedział co się dzieje z Mioną. To było widać na pierwszy rzut oka. Poza tym jego najlepszy przyjaciel streścił mu całą rozmowę pary. Naprawdę zdziwił się, jak on może nie widzieć, że ją płoszy. Dlatego sam nie proponował Ginny takich rzeczy. Chociaż gdyby to zrobił, prawie na pewno dostałby pozytywną odpowiedź zwrotną.
- Musisz się jeszcze wiele nauczyć stary – wybraniec poklepał go po plecach, a następnie po prostu wstał i poszedł. Rudzielec przetarł rękami twarz.
- Co mam zrobić? –Zapytał, ale nikt mu nie odpowiedział.

***



Ginny została gwałtownie obudzona przez matkę i zawołała na śniadanie. Nie była jakimś śpiochem, ale jednak spać chyba każdy lubił. Z tego powodu przeważnie ociągała się ze wstaniem z łóżka.
 - Ale mamo… jeszcze 5 minut.
 - Jeżeli nie wstaniesz to się nie wyrobisz. Nie wiem jak wtedy pojedziesz do szkoły. Poza tym masz godzinę, więc...
- Godzinę!?!! – zerwała się prędko. – Nie wyrobię się. To niemożliwe. Nawiasem mówiąć, to gdzie jest Hermiona?
 - Już od dawna jest na dole i je śniadanie – powiedziała wychodząc z pokoju.
 Ginny zaczęła się szybko ogarniać. Poszła pod prysznic, a następnie założyła jeansy i czarną bluzkę z dekoltem w łódkę. Ułożyła włosy zaklęciem tak, jak lubiła najbardziej, czyli proste i rozpuszczone, a potem się umalowała. W przeciwieństwie do Hermiony lubiła to robić, było to dla niej odprężające zajęcie. Dzisiaj nie miała czasu na coś wymyślnego, więc postawiła na kreski i owocowy błyszczyk. To musiało wystarczyć.
***

Wszyscy siedzieli już w nowym aucie Pana Weasley’a, które kupił i przerobił na latające w te wakacje. Hermiona była zmuszona siedzieć obok Rona, czego oczywiście nie chciała. Potrzebowała więcej czasu na przemyślenie tego wszystkiego lub po prostu musiała odciągnąć chłopaka od takich decyzji. Przynajmniej na razie.
Samochód ruszył, a oni pogrążyli się w całkowitej ciszy.

***



- Tylko uważajcie na siebie! – Krzyknęła jeszcze w stronę odjeżdżającego pociągu pani Weasley.
- Spokojnie przecież są już dorośli – rzekł Artur.
- Może i tak, ale są zawsze tacy nieodpowiedzialni. Co roku pakują się w coraz to bardziej niebezpieczne przygody.
- Ciekawe w co wpakują się tym razem - zamyślił się.
Państwo Weasley po raz ostatni spojrzeli na czerwoną lokomotywę i odeszli.

***



- Tu jest wolne! – Krzyknęła Hermiona.
Przyjaciele zajęli miejsca w przedziale, a następnie każdy spróbował zająć się sobą.
Harry patrzył ze smutkiem w oczach w okno. Pomyśleć, że kilka lat temu w tym miejscu siedzieli chociażby Fred, czy też Lavender i nie wiedzieli, co stanie się w przyszłości. Każdy miał plany, marzenia, swój własny świat, który został doszczętnie zniszczony. Od maja wszyscy mówili mu, że to nie jego wina, ale nie mógł przyjąć tego do wiadomości. To było niesprawiedliwe. On powinien umrzeć.

Z kolei znużona Ginny piłowała paznokcie. To się robi nudne, dlaczego nikt nic nie mówi. Spojrzała na swojego chłopaka. Wyglądał smętnie. Nie rozumiała co się z nim dzieje, ale nie miała siły tego odkrywać. Oczywiście kochała go, lecz do niego to chyba nawet nie docierało. Wszystko przez niego ,,przelatuje”.

Hermiona próbowała czytać swoją ulubioną książkę – "Dzieje Hogwartu". Myślała, że lektura choć trochę ją uspokoi. Może znajdzie tam informacje, o których dotąd nie miała pojęcia. Niestety to było na marne. Coraz trudniej było wszystko poukładać. Prawdę mówiąc, co chce robić w życiu? Kiedyś pomyślałaby, że posada ministra magii byłaby odpowiednia, ale z drugiej strony czy to nie jest za duża odpowiedzialność? Czy chce podejmować się aż tak dużej presji? Nie, raczej nie.

Ronald totalnie nie wiedział co ze sobą zrobić. Wkurzała go sytuacja z Hermioną. Na dodatek z Harrym nie dało się tak normalnie, po męsku porozmawiać. Jest cichy i jak już zacznie się konwersacja to rzuca jakimiś dziwnymi tekstami. Za cholerę nie mógł ich zrozumieć.

- Wiecie co, ja to się chyba przejdę - orzekł w końcu rudzielec.
- Chcesz, żebym poszła z tobą? – Hermiona starała się zmniejszyć dystans, który powstał 3 dni temu.
- Nie musisz - uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Jak chcesz – mruknęła zagłębiając się z powrotem w lekturze.
Chłopak nie wrócił do przedziału do końca podróży.

***



Draco Malfoy siedział w przedziale z Pansy i Blaisem. Chłopcy prowadzili ożywioną dyskusję na temat spotkań Śmierciożerców, a dokładniej, jak im się to nie podoba i czemu ma to służyć. Tak się wkręcili, że całkowicie zapomnieli o Parkinson.
Dziewczynie nie było z tego powodu przykro, zdecydowanie wolała ostatnio słuchać niż rozmawiać. Od czasu, gdy zrozumiała, że to co robiła w przeszłości było złe wyrzuty sumienia nie pozwalały jej normalnie funkcjonować. W każdym razie nikt tego chyba nie zauważył.
- Nie ogarniam tego, po co nam te zajęcia. Przecież nie zrobimy armii śmierciożerców w szkole.
- Jak to? Już werbowałem ludzi – rzekł lekko rozbawiony Zabini.
Niespodziewanie drzwi od przedziału otworzyły się, a w progu stanął rudowłosy pierwszak. Jego bujna grzywa przypominała połączenie Granger z Weasley’em. Malfoy się wzdrygnął.
- Mam zaprowadzić Pana Malfoya do Profesor McGonaggal – powiedział niepewnie, wręcz pod nosem.
Malfoy wyszedł, a czarnowłosy młodzieniec jak gdyby nigdy nic postanowił zacząć nietypową rozmowę.
- Pansy?
- Blaise?
- Wiesz, że jesteś jedną z najładniejszych lasek jakie widziałem i…
- Czego chcesz? – Przerwała mu wpół zdania.
- Bo wiesz... kiedy mówiłem ci ostatnio o tym, że po ukończeniu szkoły chcę się wybrać w podróż.
- Yhmm.
- No i powiedziałem o tym matce i stwierdziła, że… że jeśli chce korzystać jeszcze z rodzinnego skarbca muszę znaleźć sobie kandydatkę na żonę.
- I co ja mam z tym wspólnego? – Robiła się coraz bardziej podejrzliwa.
- I tak pomyślałem, że może ty…
- NIE! Blaise my jesteśmy tylko przyjaciółmi, nic więcej.
- Ty naprawdę nic nie kumasz? Chodziło o to, żebyś udawała moją dziewczynę i po prostu, gdy będę wyjeżdżać zerwiesz ze mną, a ja przybity, ze złamanym sercem opuszczę Brytanię.
- Nie. Nie zgadzam się.
- Ale dlaczego? Co mam zrobić? Przecież nie zapytam się pierwszej lepszej dziewczyny. Wybrałem ciebie, bo jesteś moją najlepszą przyjaciółką i miałem nadzieje, że się zgodzisz.
- Do czego ty mnie zmuszasz Diable? - Westchnęła. – Wisisz mi przysługę, dużą przysługę.
Chłopak rzucił się na nią szczęśliwy .
- Dziękuje! Dziękuję! Ratujesz mi życie!
- Tylko kto uratuje moje? – Mrukęła pod nosem, ale pewnie jej nie usłyszał.

***



Kiedy Teodor przyszedł do Dafne dziewczyna była nieświadoma, do czego doprowadzi ich z pozoru lekka rozmowa, która dla obydwu była po prostu potrzebna. W każdym tego słowa znaczeniu.
- Teo…..
- Nic nie mów – uciszył ją ruchem ręki.
Zbliżył się, ujął jej dłoń, a następnie złożył na niej delikatny pocałunek. Pocałunki szły coraz wyżej, a ręce błądziły pod koszulką Greengrass. Byli naprawdę zdesperowani, próbowali odciągnąć swoje myśli od problemów, z jakimi musieli się zmagać na co dzień. Nie do końca świadomy chłopak ściągnął jej bluzkę. Wtedy oprzytomniała.
- Koniec – oznajmiła odsuwając się.
- Kochanie. Dopiero się rozkręcam... – Oblizał lubieżnie wargi znowu się przybliżając.
- Nie, nie rozkręcasz – próbowała go od siebie odepchnąć, ale jej próby szły na marne. W oczach ślizgona ujrzała żądzę.
- Jak chcesz mogę się pospieszyć, to nie jest problem. Tylko będzie trochę boleśnie.
- Nie podchodź do mnie. Ratunku!!! – Nie wierzyła, że ktoś ją usłyszy. Miejsce, w którym się znajdowali było na samym końcu lokomotywy.
Wtedy drzwi się rozsunęły a w nich stanął Rudowłosy chłopak z Gryffindoru. Była tak roztrzęsiona, że zapomniała jak ów młodzieniec ma na imię.
- Nott, wynoś się stąd. Nikt nie chce cię tu widzieć – rzekł donośnym głosem.
- Co ty taki odważny Weasley? Gdzie twoi przyjaciele? - Teodor nic sobie nie robił z poleceń gryfona.
Wystarczył jeden ruch a on wyleciał przez drzwi na twardą podłogę. Ron nawet nie był pewny czy nie zobaczył samotnie leżącego zęba. Jednym ruchem różdżki spowodował zawiązanie się lin na jego ciele. Zamknął drzwi odwracając się wprost na piękną blondynkę.
- Co tu się właściwie stało?

***

Hermiona siedziała w ciszy mając zamknięte oczy. Rozmyślała o wszystkim, co jej przyszło do głowy. Nawet nie wiedziała, ile minęło czasu, ale sprowadził ją na ziemie pewien głos. Dokładniej głos pierwszoklasisty.
- Możesz powtórzyć? – Powiedziała ziewając.
- Profesor McGonaggal wzywa Panią na spotkanie prefektów naczelnych.
- Dobrze, już idę. – Jak powiedziała, tak zrobiła, wyszła zostawiając przyjaciół samych.
- I co teraz? - Spytała Ginny.
- Co? – Rzekł mało inteligentnie Harry.
- Co robimy?
- To co wcześniej.
- Naprawdę cię nie rozumiem. Nie tylko ja mam coś od siebie dawać w tym związku. Wysil się choć trochę. Naprawdę nie mam już ochoty na te twoje humorki. Twoje zachowanie podchodzi pod stany depresyjne, których nie rozumiem. To ja straciłam brata na wojnie, nie ty. To ja mam prawo do takiego zachowania! – Ostatnie słowa wręcz wykrzyczała.
- Nie rozumiesz, że to przeze mnie on zginął?! Wszyscy zginęli, dlatego, bo ja, zwykły mały człowiek miałem przeżyć. Teoretycznie zabić Voldemorta mógł każdy. Wystarczyło zniszczyć wszystkie horkruksy w tym mnie!
- Jeżeli masz zamiar pieprzyć takie brednie to ja wychodzę! Powiedz Mionie, że jestem u Nevilla i Luny.
Usiadł wygodnie i utkwił wzrok w szybie okna.

***

Granger szła spokojnym krokiem do przedziału jej ulubionej nauczycielki. Miała nadzieję, że nowy prefekt będzie odpowiedzialny, ułożony i w najlepszym przypadku nie będzie ze Slytherinu. Nie chciała użerać się z niedojrzałym bachorem. Z drugiej strony McGonaggal nie powierzyłaby tak ważnej roli byle komu. Przynajmniej taką miała nadzieję. Stanęła przed drzwiami dzielącymi ją od prawdy. Pewnym ruchem otworzyła wrota, by wreszcie ją odkryć. Otworzyła oczy, a widok jaki zastała przerósł jej najśmielsze oczekiwania.
- Malfoy?!
 - Zdziwiona? Granger? – grał twardego, ale w jego głosie słychać było zawahanie.
 Nie! Nie! Nie. To nie może być prawda. On nie może być prefektem, przecież to śmierciożerca. W tamtym momencie jej wiara w siebie zdecydowanie zmalała.
- Nie…
- Przeszkadzam wam? – dyrektorka zwróciła na siebie uwagę uczniów.
- Nie, pani profesor – odpowiedzieli chórem.
- Proszę zająć miejsce Panno Granger.
 Gryfonka usiadła, a Minerva zaczęła swój monolog.
 - Osobiście wybrałam was na prefektów naczelnych i uważam, że poradzicie sobie z obowiązkami, które was od teraz dotyczą – spojrzała na Malfoya swoim bystrym spojrzeniem. – Zacznijmy od korzyści. Cisza nocna obowiązuję dla was od godziny dwunastej, macie także możliwość skorzystania z łazienki na piątym piętrze. Będziecie pełnić razem dyżury od godziny dwudziestej drugiej do dwudziestej trzeciej.
 Hermiona spojrzała na kobietę z niedowierzaniem, a Draco... no właśnie Draco, nawet się nie wzdrygnął. Wyglądał wręcz, jakby był z tego faktu zadowolony.
 - W listopadzie organizacja balu w rocznicę Bitwy o Hogwart spadnie na was, możecie znaleźć sobie ludzi do pomocy, a z listą pomysłów przychodzicie bezpośrednio do mnie – kontynuowała.
- Czyli mamy całkowitą dowolność? – zapytała Hermiona.
 - Dokładnie tak – odparła twierdząco. - Za dobre zachowanie dodajecie punkty, a za złe odejmujecie je. Na koniec kwestia waszego wspólnego dormitorium, znajduje się na piątym piętrze za obrazem uśmiechniętej niewiasty.
 - Dormitorium?! – ich głośny krzyk wypełnił całe pomieszczenie.
 - Dokładnie. Jako prefekci naczelni macie zapewnione nowe dormitorium.
- Nie wierzę – mruknęła pod nosem Panna Granger wciąż nie mogąc wyjść z szoku.
- W takim razie proszę uwierzyć. Hasła do łazienki i dormitoriów podam po kolacji. Macie czekać na mnie, a ja pokażę, gdzie macie mieszkać. To będzie wszystko, dziękuję.
 - Dziękuję, do widzenia – odpowiedziała dziewczyna. Ślizgon lekko skłonił głowę i skierował się do wyjścia.
- Malfoy! Poczekaj. – Hermiona próbowała go dogonić, ale on nie chciał dać się złapać.
 - Co?!
- Dlaczego wyglądasz na zadowolonego? Musimy ze sobą mieszkać i funkcjonować. Nie rusza cię to?
- Nie jestem zadowolony tylko wkurwiony, dlaczego mam mieszkać akurat z taką szlamą jak ty. Rusza mnie to, ale moje zdanie nic tu nie zmieni, a tylko pogorszy sprawę.
W Hermionie zebrała się wściekłość. Jak on śmie tak do niej mówić? Odeszła zaciskając mocno pięści, nie chciała znowu wdawać się z nim w dyskusję. Obydwoje wiedzą, że to zawsze ona na tym źle wychodziła. On jest mistrzem ciętych ripost, ona obrywała. Nie nadawała się do tego. Resztę podróży spędziła z Harrym wtulona w jego bok, który nie wiedzieć czemu był wyraźnie przybity.














poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Komunikat


KOMUNIKAT!


Będę się powtarzać wiem, ale jednak to dla mnie ważna sprawa. Proszę abyście zaczęli komentować posty, piszcie czy się podoba, co zmienić itp. Kiedy sama tylko czytałam fanfiction nawet nie zdawałam sobie sprawy jak komentarze motywują do powstania coraz to ciekawszych rozdziałów.
Także pozdrawiam i życzę miłego dnia <3

~Milka xx

Rozdział 2 - Kłótnia, zdziwienie i poważne rozmowy.


Rozdział 2 – Kłótnia, zdziwienie i poważne rozmowy.

Witajcie! Oto rozdział 2 Love is a strange feeling. Trochę go pisałam i mam nadzieję, że się wam spodoba. Zapraszam również do komentowania,  bo na razie jest bieda XD. Tak , więc pozdrawiam wszystkich a w szczególności moją betę Martę. Gdyby nie ona nie dałabym sobie rady <3


Biegł, ale cały czas się potykał. Nie potrafił utrzymać równowagi. Coś spychało go na bok. Nie wiedział tylko co. Nagle pojawiła się ciemność. Próbował się ruszyć, ale to było na nic. Poczuł gorące oddechy na swojej skórze . To uczucie było niesamowicie bolesne. Nawet nie wiedział, ile wytrzymał w tym miejscu. Minutę, 2 godziny, czy może rok? To było nieważne. Gdy wszystko zaczęło się rozjaśnieć, został brutalnie obudzony przez swojego skrzata - Muszelkę.
 - Paniczu Malfoy! – próbowała go dobudzić.
 - Wyjdź. – dziedzic rodu próbował otrząsnąć się po tym bardzo realistycznym śnie.
- Ale Muszelka miała powiedzieć Panu, że Pana matka czeka na Pana w jadalni ze śniadaniem.
 - W takim razie powiedz matce, że zejdę na dół za 15 minut.
 Skrzatka zniknęła, a w jego głowie pojawiło się tysiąc myśli. O co chodziło, nigdy nie miał takich snów. Jeszcze te oddechy... To było przerażające. Niestety nie wiedział, że to, co miało być straszne dopiero nadchodzi.
 Z obolałą głową wstał z łóżka, wziął szybki prysznic, przebrał się w czarną koszulę i niebieskie jeansy. Swoje włosy zostawił jak zwykle w nieładzie. Po latach przylizywania ich żelem zrozumiał, że nie wygląda to tak dobrze, jak mu się zdawało.
Zszedł do jadalni, gdzie czekała już jego matka, Narcyza Malfoy. Kobieta o niebieskich oczach i jasnej, wręcz alabastrowej cerze, mogłaby uchodzić za piękność gdyby nie smutek na twarzy i oczach. Próbowała tego po sobie nie poznać, ale rozłąka z mężem ją wyniszczała. Owszem, nie zawsze byli zgodni i nieraz ją zranił, ale przyzwyczaiła się do jego obecności i kochała Lucjusza nawet po tym, kim się stał.
 - Dzień dobry Draco.
 - Dzień dobry. Chciałaś się ze mną widzieć, co się stało?
 - Czy matka nie może zjeść śniadania ze swoim jedynym synem? – odpowiedziała pewnie Narcyza.
Prychnął. Ona sobie żartuje, tak?!
 - Przez całe wakacje nie odezwałaś się do mnie praktycznie słowem, a teraz chcesz coś ze mną zjeść?! – rzekł oburzony chłopak.
 - Usiądź.
- Dzięki, postoję. – Draco był już bardzo wkurzony.
 - Nalegam. – kobieta była nieugięta.
 Blondyn usiadł, ale z dystansem, po drugiej stronie stołu. Wiedział, że to szczeniackie zachowanie, ale nie chciał dawać matce satysfakcji. - Co u ciebie słychać?
 - Nijak. Za tydzień wracam do szkoły, tak jak kazałaś.
 - To dobrze. Profesor McGonaggal mówiła, że będziesz uczestniczył w zajęciach z mugoloznawstwa oraz na specjalnych zajęciach dla byłych śmierciożerców... - zamyślił się i przestał jej słuchać.
 Draco zdał sobie sprawę, że te na pozór normalne zdania są najdłuższymi jakie powiedziała od 2 miesięcy.
 - Synu, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
 - Tak, naturalnie – odpowiedział speszony.
 - To co powiedziałam?
 - To, że McSztywna mówiła, że będę gdzieś chodził.
 - To twoja dyrektorka. Opanuj się!
 - Gdyby mogła, to wsadziłaby wszystkich śmierciożerców i ich dzieci do Azkabanu, w związku z tym będę do niej mówić tak, jak mi się podoba. Co będę robić dodatkowo w Hogwarcie?
 - Mugoloznawstwo i spotkania byłych śmierciożerców.
 - CO?!! Nie będę chodził na żadne spotkania, co za wstyd. Jeszcze to mugolocośtam, kompletny przypał. Nikt tam nie chodzi oprócz na przykład nie wiem, tej szlamowatej Granger.
 - Będziesz chodził! Trudno było przekonać dyrektor do twojego ponownego przyjęcia do szkoły, powinieneś zachowywać się przyzwoicie tak jak cię z ojcem wychowaliśmy. A na mugoloznawstwo będziesz chodził razem z twoimi przyjaciółmi z domu!
 - Świetnie. Po prostu świetnie. Wiesz co, sama sobie jedz to śniadanie. - Usłyszała trzask drzwi wejściowych.
Dlaczego on musi być, aż tak podobny do ojca? Taki wybuchowy i cyniczny. Na myśl, że znowu została sama uroniła kilka łez.
***



Hermiona siedziała ze swoją najlepszą przyjaciółką Ginny Weasley w jednej z mugolskich kawiarni.
 - Te wakacje były świetne – powiedziała ze szczerym uśmiechem Herm.
 - Dokładnie. Zostały jeszcze 3 dni do końca naszej wolności. – ruda chwyciła się dramatycznie za serce.
Brązowowłosa próbowała nie wybuchnąć śmiechem.
- Nie dramatyzuj. Pamiętasz, jak byłyśmy w centrum handlowym i widziałyśmy Parkinson i Greengrass?
 - Jakby to było 2 dni temu... – rozmarzyła się Weasley.
 - W sumie to było 2 dni temu - wybuchnęły śmiechem.

Dwa dni wcześniej

 - Wejdźmy jeszcze do tego sklepu, ostatnio znalazłam tam śliczne spodnie. - młodsza gryfonka próbowała zaciągnąć przyjaciółkę wszędzie, od sklepów z butami po domy mody włącznie. Jej planem na wakacje było zmienienie trochę stylu Hermiony. Według niej marnowała się w tych swoich sweterkach i luźnych jeansach.
 - Przecież my tego wszystkiego razem nie zabierzemy, to jest za ciężkie.
 - Proszę cię, na zakupach nigdy nie byłaś?
 - Oczywiście, że byłam tylko nie aż tak dużych.
- Przyzwyczajaj się. Rozciągnięte swetry nie są już w modzie.
 - Ha ha ha, ale śmieszne. - Hermiona przystanęła na chwilę.
 - Miona? Dlaczego nie idziesz?
 - Czy tam nie stoi nasza trójka ulubionych plastików? - uśmiechnęła się z pogardą.
 - Ej, faktycznie! Ale to miejsce mugolskie. Co one tu robią? Niby tak tępią mugoli, a to wszystko to jeden, wielki szajs.
 - Wiesz co? Nie chce mi się już robić zakupów. Może trochę je pośledzimy? Potrzebuję rozrywki.
 - Co się stało z Hermioną Granger? – Ginny zachichotała.
 - Zrobiła sobie przerwę - odpowiedziała z tajemniczym uśmiechem dziewczyna.
 – Chodź. Starsza gryfonka pociągnęła drugą za rękę i zaczęły skradać się w kierunku ślizgonek. Kiedy były w miarę blisko usłyszały ich rozmowę.
- Laski musimy iść jeszcze na paznokcie – powiedziała Astoria.
 - As, nie uważasz, że powinnyśmy kupić w końcu książki do szkoły? Został tydzień do wyjazdu, nie wyrobimy się.
 - A po co? Skrzaty nie mogą kupić? – nie mogła zrozumieć o co chodzi blondynce.
 Dafne ściszyła głos, ponieważ nie chciała, aby Pansy usłyszała to, co mówi.
 - Nie pamiętasz? Rodzice ograniczyli liczbę skrzatów. Po wojnie musieli sporo zapłacić, żebyśmy mogli spokojnie żyć bez ministerstwa i Wizengamotu na głowie.
- Za kogo oni mnie mają? Nie zamkną mnie w Azkabanie! – syknęła dziewczyna.
 - Ciszej! – obejrzała się z obawą, że ktoś je usłyszał. Jeszcze tego brakowało, żeby tak ważne informacje znalazły się w niepożądanych rękach.
 - Ciebie może nie, ale co z mamą i tatą? Oni w jakimś stopniu byli z nim związani.
 - Ale... - Pansy udawała, że nie słyszy rozmowy dwóch sióstr, lecz ich próby bycia cicho szły na marne. Sama nie miała takiej sytuacji w domu. Jej rodzina nigdy nie przyznała się do związania z Czarnym Panem i całą tą otoczką. Jednak ona nie mogła zapomnieć o wszystkich okropnościach, jakie działy się na dworze Malfoy’ów. Naturalnie , że chciała tam chodzić , lecz  nie w tych okolicznościach. Niestety to nie ona podejmowała decyzje. Przez całe wakacje próbowała zamknąć na zawsze ten rozdział w życiu i nigdy do niego nie wracać, jednak koszmary zawsze powracały nie pozwalając jej o sobie zapomnieć.
Całej rozmowie przysłuchiwały się 2 ciekawskie gryfonki.

 - Do tamtej chwili nie wiedziałam, że Greengrass są związane z Voldemortem – powiedziała Panna Weasley.
 - Wszystko przez to, że znasz tylko Astorię i Dafne. Sama nie podejrzewałabym je o nic, szczególnie Dafne. Mimo, że to Ślizgonka nie wydaje się wredna, czy coś w tym stylu. Raz nawet gdy wypadła mi książka kiedy wychodziłam z biblioteki podała mi ją. I to z uśmiechem.
 - Za to Astoria to kompletne przeciwieństwo. Naprawdę jej nienawidzę.
 - Ja w szczególności. Nie pamiętasz kiedy raz na przerwie pomiędzy zajęciami zaczęła mi grozić, że mnie zabije jeżeli będę dalej wkurzać Malfoya?
 - Bo wiesz, ona jest w nim zakochana na zabój.
 Hermiona zmrużyła oczy. - Myślę , że to bardziej obsesja. Powinni ją wysłać na oddział w Mungu.
 - Co to za wrogość? – Ginny doskonale się bawiła. – Czyżbyś była zazdrosna o Fretkę?
 - Oj daj spokój! Nie cierpię dupka. Po prostu widzę jak się zachowuję. To nie jest zdrowe. A wracając, nie zauważyłaś, że Parkinson wyglądała na przygnębioną? Zawsze to ona była tą najbardziej wygadaną.
 - Raczej starałam się ukryć. Przez ciebie mogły nas zobaczyć! – rzekła oburzona.
 - Przepraszam nie chciałam.
- Dobra, było minęło. Wiesz, mam pomysł.
 - Co znowu wymyśliłaś?
 - Może zostaniesz u nas na te 3 dni? – spytała błagalnym tonem.
- Ginny… wiesz nie chcę robić kłopotu. – była wyraźnie niezdecydowana.
- No proszę. Na peronie będzie tak dużo ludzi, że się nie znajdziemy. Proszę!
 - No... dobra.
Rudowłosa rzuciła się na przyjaciółkę wywołując przy tym zamieszanie wśród innych klientów.
 - Dziękuje! Dziękuje! Dziękuje!
 - Spokojnie, uspokój się , ludzie patrzą.
 - Och, daj spokój.
***



Hermiona żegnała się właśnie ze swoimi rodzicami. Wiedziała, że nie spotkają się do świąt i było jej z tego powodu bardzo przykro.
- Ale obiecajcie, że będziecie pisać.
- Kochanie, zawsze do ciebie piszemy - powiedział swoim jak zwykle spokojnym i opanowanym głosem ojciec dziewczyny.
Nie chcąc przedłużać tego pożegnania szybko uściskała rodziców i wyszła ze swojego domu.

                                                           ***




- Dzieci pomóżcie mi posprzątać ze stołu -powiedziała z ciepłym uśmiechem Pani Weasley.
- Już się robi Pani Weasley - odpowiedziała radośnie panna Granger.
Uwinęli się z tym szybko i udali się na górę do pokoju Ginny, który na czas pobytu w Norze stał się również pokojem Hermiony. Jednak przed samym wejściem do pomieszczenia Ginny zatrzymała Harry'ego mówiąc, że muszą pogadać.
- Ale teraz? – nie mógł pojąć, o co jej chodzi.
- Tak, teraz.
- W takim razie nie stójmy na korytarzu. - zaprowadził ją do pokoju Rona.

                                                           ***





- Gdzie są Harry i Ginny? – zapytała Miona.
- Pewnie poszli pogadać. Wiesz, my też musimy. Trochę ostatnio myślałem o naszej wspólnej przyszłości. I... ten tego, zacząłem już oszczędzać na wynajem mieszkania po szkole. – powiedział jakby najzwyczajniej w świecie Ronald.
Zamurowało ją. Jak to? Tak szybko? Przecież ona nawet nie była pewna co jutro zje na obiad, a on mówi jej takie rzeczy? To nie było na jej nerwy.
- Muszę usiąść.
O nogach z waty usiadła na skraju łóżka, a Ron objął ją ramieniem próbując uspokoić, ale uzyskał odwrotny efekt.

                                                           ***

Gdy weszli do pokoju, dziewczyna od razu powiedziała co jej leży na sercu.
- Harry, co ci jest? Od pokonania Sam - Wiesz… Voldemorta stałeś się inny.
- Nie wiem o czym mówisz – Harry starał się mówić w miarę radosnym głosem.
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć co cię gryzie. Kocham cię Harry.
- Ja ciebie też Ginny, ale…
Drzwi otworzyły się z hukiem.
- RATUJCIE, HERMIONA ZEMDLAŁA!!!