Czarodzieje

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Rozdział 2 - Kłótnia, zdziwienie i poważne rozmowy.


Rozdział 2 – Kłótnia, zdziwienie i poważne rozmowy.

Witajcie! Oto rozdział 2 Love is a strange feeling. Trochę go pisałam i mam nadzieję, że się wam spodoba. Zapraszam również do komentowania,  bo na razie jest bieda XD. Tak , więc pozdrawiam wszystkich a w szczególności moją betę Martę. Gdyby nie ona nie dałabym sobie rady <3


Biegł, ale cały czas się potykał. Nie potrafił utrzymać równowagi. Coś spychało go na bok. Nie wiedział tylko co. Nagle pojawiła się ciemność. Próbował się ruszyć, ale to było na nic. Poczuł gorące oddechy na swojej skórze . To uczucie było niesamowicie bolesne. Nawet nie wiedział, ile wytrzymał w tym miejscu. Minutę, 2 godziny, czy może rok? To było nieważne. Gdy wszystko zaczęło się rozjaśnieć, został brutalnie obudzony przez swojego skrzata - Muszelkę.
 - Paniczu Malfoy! – próbowała go dobudzić.
 - Wyjdź. – dziedzic rodu próbował otrząsnąć się po tym bardzo realistycznym śnie.
- Ale Muszelka miała powiedzieć Panu, że Pana matka czeka na Pana w jadalni ze śniadaniem.
 - W takim razie powiedz matce, że zejdę na dół za 15 minut.
 Skrzatka zniknęła, a w jego głowie pojawiło się tysiąc myśli. O co chodziło, nigdy nie miał takich snów. Jeszcze te oddechy... To było przerażające. Niestety nie wiedział, że to, co miało być straszne dopiero nadchodzi.
 Z obolałą głową wstał z łóżka, wziął szybki prysznic, przebrał się w czarną koszulę i niebieskie jeansy. Swoje włosy zostawił jak zwykle w nieładzie. Po latach przylizywania ich żelem zrozumiał, że nie wygląda to tak dobrze, jak mu się zdawało.
Zszedł do jadalni, gdzie czekała już jego matka, Narcyza Malfoy. Kobieta o niebieskich oczach i jasnej, wręcz alabastrowej cerze, mogłaby uchodzić za piękność gdyby nie smutek na twarzy i oczach. Próbowała tego po sobie nie poznać, ale rozłąka z mężem ją wyniszczała. Owszem, nie zawsze byli zgodni i nieraz ją zranił, ale przyzwyczaiła się do jego obecności i kochała Lucjusza nawet po tym, kim się stał.
 - Dzień dobry Draco.
 - Dzień dobry. Chciałaś się ze mną widzieć, co się stało?
 - Czy matka nie może zjeść śniadania ze swoim jedynym synem? – odpowiedziała pewnie Narcyza.
Prychnął. Ona sobie żartuje, tak?!
 - Przez całe wakacje nie odezwałaś się do mnie praktycznie słowem, a teraz chcesz coś ze mną zjeść?! – rzekł oburzony chłopak.
 - Usiądź.
- Dzięki, postoję. – Draco był już bardzo wkurzony.
 - Nalegam. – kobieta była nieugięta.
 Blondyn usiadł, ale z dystansem, po drugiej stronie stołu. Wiedział, że to szczeniackie zachowanie, ale nie chciał dawać matce satysfakcji. - Co u ciebie słychać?
 - Nijak. Za tydzień wracam do szkoły, tak jak kazałaś.
 - To dobrze. Profesor McGonaggal mówiła, że będziesz uczestniczył w zajęciach z mugoloznawstwa oraz na specjalnych zajęciach dla byłych śmierciożerców... - zamyślił się i przestał jej słuchać.
 Draco zdał sobie sprawę, że te na pozór normalne zdania są najdłuższymi jakie powiedziała od 2 miesięcy.
 - Synu, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
 - Tak, naturalnie – odpowiedział speszony.
 - To co powiedziałam?
 - To, że McSztywna mówiła, że będę gdzieś chodził.
 - To twoja dyrektorka. Opanuj się!
 - Gdyby mogła, to wsadziłaby wszystkich śmierciożerców i ich dzieci do Azkabanu, w związku z tym będę do niej mówić tak, jak mi się podoba. Co będę robić dodatkowo w Hogwarcie?
 - Mugoloznawstwo i spotkania byłych śmierciożerców.
 - CO?!! Nie będę chodził na żadne spotkania, co za wstyd. Jeszcze to mugolocośtam, kompletny przypał. Nikt tam nie chodzi oprócz na przykład nie wiem, tej szlamowatej Granger.
 - Będziesz chodził! Trudno było przekonać dyrektor do twojego ponownego przyjęcia do szkoły, powinieneś zachowywać się przyzwoicie tak jak cię z ojcem wychowaliśmy. A na mugoloznawstwo będziesz chodził razem z twoimi przyjaciółmi z domu!
 - Świetnie. Po prostu świetnie. Wiesz co, sama sobie jedz to śniadanie. - Usłyszała trzask drzwi wejściowych.
Dlaczego on musi być, aż tak podobny do ojca? Taki wybuchowy i cyniczny. Na myśl, że znowu została sama uroniła kilka łez.
***



Hermiona siedziała ze swoją najlepszą przyjaciółką Ginny Weasley w jednej z mugolskich kawiarni.
 - Te wakacje były świetne – powiedziała ze szczerym uśmiechem Herm.
 - Dokładnie. Zostały jeszcze 3 dni do końca naszej wolności. – ruda chwyciła się dramatycznie za serce.
Brązowowłosa próbowała nie wybuchnąć śmiechem.
- Nie dramatyzuj. Pamiętasz, jak byłyśmy w centrum handlowym i widziałyśmy Parkinson i Greengrass?
 - Jakby to było 2 dni temu... – rozmarzyła się Weasley.
 - W sumie to było 2 dni temu - wybuchnęły śmiechem.

Dwa dni wcześniej

 - Wejdźmy jeszcze do tego sklepu, ostatnio znalazłam tam śliczne spodnie. - młodsza gryfonka próbowała zaciągnąć przyjaciółkę wszędzie, od sklepów z butami po domy mody włącznie. Jej planem na wakacje było zmienienie trochę stylu Hermiony. Według niej marnowała się w tych swoich sweterkach i luźnych jeansach.
 - Przecież my tego wszystkiego razem nie zabierzemy, to jest za ciężkie.
 - Proszę cię, na zakupach nigdy nie byłaś?
 - Oczywiście, że byłam tylko nie aż tak dużych.
- Przyzwyczajaj się. Rozciągnięte swetry nie są już w modzie.
 - Ha ha ha, ale śmieszne. - Hermiona przystanęła na chwilę.
 - Miona? Dlaczego nie idziesz?
 - Czy tam nie stoi nasza trójka ulubionych plastików? - uśmiechnęła się z pogardą.
 - Ej, faktycznie! Ale to miejsce mugolskie. Co one tu robią? Niby tak tępią mugoli, a to wszystko to jeden, wielki szajs.
 - Wiesz co? Nie chce mi się już robić zakupów. Może trochę je pośledzimy? Potrzebuję rozrywki.
 - Co się stało z Hermioną Granger? – Ginny zachichotała.
 - Zrobiła sobie przerwę - odpowiedziała z tajemniczym uśmiechem dziewczyna.
 – Chodź. Starsza gryfonka pociągnęła drugą za rękę i zaczęły skradać się w kierunku ślizgonek. Kiedy były w miarę blisko usłyszały ich rozmowę.
- Laski musimy iść jeszcze na paznokcie – powiedziała Astoria.
 - As, nie uważasz, że powinnyśmy kupić w końcu książki do szkoły? Został tydzień do wyjazdu, nie wyrobimy się.
 - A po co? Skrzaty nie mogą kupić? – nie mogła zrozumieć o co chodzi blondynce.
 Dafne ściszyła głos, ponieważ nie chciała, aby Pansy usłyszała to, co mówi.
 - Nie pamiętasz? Rodzice ograniczyli liczbę skrzatów. Po wojnie musieli sporo zapłacić, żebyśmy mogli spokojnie żyć bez ministerstwa i Wizengamotu na głowie.
- Za kogo oni mnie mają? Nie zamkną mnie w Azkabanie! – syknęła dziewczyna.
 - Ciszej! – obejrzała się z obawą, że ktoś je usłyszał. Jeszcze tego brakowało, żeby tak ważne informacje znalazły się w niepożądanych rękach.
 - Ciebie może nie, ale co z mamą i tatą? Oni w jakimś stopniu byli z nim związani.
 - Ale... - Pansy udawała, że nie słyszy rozmowy dwóch sióstr, lecz ich próby bycia cicho szły na marne. Sama nie miała takiej sytuacji w domu. Jej rodzina nigdy nie przyznała się do związania z Czarnym Panem i całą tą otoczką. Jednak ona nie mogła zapomnieć o wszystkich okropnościach, jakie działy się na dworze Malfoy’ów. Naturalnie , że chciała tam chodzić , lecz  nie w tych okolicznościach. Niestety to nie ona podejmowała decyzje. Przez całe wakacje próbowała zamknąć na zawsze ten rozdział w życiu i nigdy do niego nie wracać, jednak koszmary zawsze powracały nie pozwalając jej o sobie zapomnieć.
Całej rozmowie przysłuchiwały się 2 ciekawskie gryfonki.

 - Do tamtej chwili nie wiedziałam, że Greengrass są związane z Voldemortem – powiedziała Panna Weasley.
 - Wszystko przez to, że znasz tylko Astorię i Dafne. Sama nie podejrzewałabym je o nic, szczególnie Dafne. Mimo, że to Ślizgonka nie wydaje się wredna, czy coś w tym stylu. Raz nawet gdy wypadła mi książka kiedy wychodziłam z biblioteki podała mi ją. I to z uśmiechem.
 - Za to Astoria to kompletne przeciwieństwo. Naprawdę jej nienawidzę.
 - Ja w szczególności. Nie pamiętasz kiedy raz na przerwie pomiędzy zajęciami zaczęła mi grozić, że mnie zabije jeżeli będę dalej wkurzać Malfoya?
 - Bo wiesz, ona jest w nim zakochana na zabój.
 Hermiona zmrużyła oczy. - Myślę , że to bardziej obsesja. Powinni ją wysłać na oddział w Mungu.
 - Co to za wrogość? – Ginny doskonale się bawiła. – Czyżbyś była zazdrosna o Fretkę?
 - Oj daj spokój! Nie cierpię dupka. Po prostu widzę jak się zachowuję. To nie jest zdrowe. A wracając, nie zauważyłaś, że Parkinson wyglądała na przygnębioną? Zawsze to ona była tą najbardziej wygadaną.
 - Raczej starałam się ukryć. Przez ciebie mogły nas zobaczyć! – rzekła oburzona.
 - Przepraszam nie chciałam.
- Dobra, było minęło. Wiesz, mam pomysł.
 - Co znowu wymyśliłaś?
 - Może zostaniesz u nas na te 3 dni? – spytała błagalnym tonem.
- Ginny… wiesz nie chcę robić kłopotu. – była wyraźnie niezdecydowana.
- No proszę. Na peronie będzie tak dużo ludzi, że się nie znajdziemy. Proszę!
 - No... dobra.
Rudowłosa rzuciła się na przyjaciółkę wywołując przy tym zamieszanie wśród innych klientów.
 - Dziękuje! Dziękuje! Dziękuje!
 - Spokojnie, uspokój się , ludzie patrzą.
 - Och, daj spokój.
***



Hermiona żegnała się właśnie ze swoimi rodzicami. Wiedziała, że nie spotkają się do świąt i było jej z tego powodu bardzo przykro.
- Ale obiecajcie, że będziecie pisać.
- Kochanie, zawsze do ciebie piszemy - powiedział swoim jak zwykle spokojnym i opanowanym głosem ojciec dziewczyny.
Nie chcąc przedłużać tego pożegnania szybko uściskała rodziców i wyszła ze swojego domu.

                                                           ***




- Dzieci pomóżcie mi posprzątać ze stołu -powiedziała z ciepłym uśmiechem Pani Weasley.
- Już się robi Pani Weasley - odpowiedziała radośnie panna Granger.
Uwinęli się z tym szybko i udali się na górę do pokoju Ginny, który na czas pobytu w Norze stał się również pokojem Hermiony. Jednak przed samym wejściem do pomieszczenia Ginny zatrzymała Harry'ego mówiąc, że muszą pogadać.
- Ale teraz? – nie mógł pojąć, o co jej chodzi.
- Tak, teraz.
- W takim razie nie stójmy na korytarzu. - zaprowadził ją do pokoju Rona.

                                                           ***





- Gdzie są Harry i Ginny? – zapytała Miona.
- Pewnie poszli pogadać. Wiesz, my też musimy. Trochę ostatnio myślałem o naszej wspólnej przyszłości. I... ten tego, zacząłem już oszczędzać na wynajem mieszkania po szkole. – powiedział jakby najzwyczajniej w świecie Ronald.
Zamurowało ją. Jak to? Tak szybko? Przecież ona nawet nie była pewna co jutro zje na obiad, a on mówi jej takie rzeczy? To nie było na jej nerwy.
- Muszę usiąść.
O nogach z waty usiadła na skraju łóżka, a Ron objął ją ramieniem próbując uspokoić, ale uzyskał odwrotny efekt.

                                                           ***

Gdy weszli do pokoju, dziewczyna od razu powiedziała co jej leży na sercu.
- Harry, co ci jest? Od pokonania Sam - Wiesz… Voldemorta stałeś się inny.
- Nie wiem o czym mówisz – Harry starał się mówić w miarę radosnym głosem.
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć co cię gryzie. Kocham cię Harry.
- Ja ciebie też Ginny, ale…
Drzwi otworzyły się z hukiem.
- RATUJCIE, HERMIONA ZEMDLAŁA!!!



















Brak komentarzy: