Czarodzieje

środa, 4 kwietnia 2018

Rozdział 3 – Gdy miłość jest trudna.

Cześć, dzień dobry, witaj. Oto on 3 rozdział LISF. Jest on zdecydowanie dłuższy niż pozostałe, co można zdecydowanie stwierdzić. Trochę się tam zadzieje, więc zapraszam. Jestem też jedną z tych, która wyznaje zasadę czytasz=komentujesz, więc za wszystkie z góry dziękuje a w razie pytań chętnie odpowiem ;). A tak w ogóle to jak tam po świętach? Jak powroty do życia codziennego? Piszcie śmiało :D U mnie idzie ciężko i naprawdę dzisiaj się nieźle męczyłam w szkole. Okej już was więcej nie zanudzam miłego dnia <3 
Pozdrawiam

~Milka xx



,,Myślisz, że nie wiem, jak to jest? Kiedy jest się samemu i przyjaciele, a nawet rodzina z dnia na dzień stają się obcy? Wkoło rośnie mur nie wiadomo dlaczego ani przez kogo wzniesiony i możesz w niego uderzać pięściami, walić aż do krwi, możesz wrzeszczeć, aż utracisz głos, a oni stoją i patrzą, ale nie widzą, nie słyszą. I wtedy czujesz się najsamotniejszą osobą na świecie. (...) Czujesz się winna i odpowiedzialna i z czasem wyrasta ci garb, ciężki, twardy, i ciśnie cię do ziemi. Miażdży ciebie i twoje skrzydła.”





Ostatnie 2 dni minęły w zastraszającym tempie. Został tylko jeden do końca wakacji i młodzież miała wracać do Hogwartu. Wydawałoby się, że to mało czasu, ale dla jednej osoby ciągnął się on nie miłosiernie.
- Harry powiedz jej, że ma mi pomóc! Chociaż… ty też powinieneś!
 - Spokojnie Herm, dasz radę – odrzekł swobodnie ciemnowłosy chłopak.
 Harry, Hermiona i Ginny wybrali się na piknik około godziny 10, a Miona usiadła tak niefortunnie, że mrówki zaczęły chodzić po jej kanapce. Ron nie poszedł z nimi, bo spał. Hermionie jednak to nie przeszkadzało. Na każdym kroku wspominał jej o jego planach na przyszłość, do których nie była przekonana. Uważał, że są za młodzi na podejmowanie takich ważnych decyzji. Musiała nad tym pomyśleć chociaż naprawdę nie chciała. Dlaczego życie nie może być łatwiejsze? Właściwie, dlaczego całe jej życie musi być takie trudne? Należało też przygotować się psychicznie na konfrontację z Malfoy’em. Nienawidziła go tak bardzo. To nad nią spośród gryfonów najbardziej się znęcał i pastwił. W 4 klasie stwierdziła, że nie wyleje przez niego ani jednej łzy więcej, bo często płakała i miała tego zwyczajnie dość. Nie mogła wytrzymać tych obelg jakimi raczył ją blondyn. Nagle ktoś ją szturchnął.
 - Ron?! Przecież ty śpisz!
 - Jak widać już nie. – odpowiedział z uśmiechem rudy. Miał dzisiaj wyjątkowo dobry humor.
- Wiesz co… Bo ja sobie przypomniałam, że nie spakowałam się do końca...
 - Ale ty się już przecież pakowałaś – rudowłosa dziewczyna wkopała Granger doszczętnie.
 - Tak? – Powiedziała wzburzona. – W takim razie idę sprawdzić, czy wszystko mam.
- Ale..
- Nie Ginny. Nie sprawdzałam. – Rzekła zaciskając ręce i zęby, po czym odeszła.
 - O co jej chodziło? – Ron nie dawał za wygraną.
 - Sama nie wiem, pójde za nią.
- Dobry pomysł. – Harry dopiero teraz włączył się do rozmowy. Był wyraźnie zamyślony.
Ginnevra odeszła, a chłopcy zostali na kocu.
- Dziewczyny są dziwne – rzekł Ronald. – Hermiona zachowuje się tak od 2 dni. Ciekawe dlaczego? Hmm…
Harry oczywiście wiedział co się dzieje z Mioną. To było widać na pierwszy rzut oka. Poza tym jego najlepszy przyjaciel streścił mu całą rozmowę pary. Naprawdę zdziwił się, jak on może nie widzieć, że ją płoszy. Dlatego sam nie proponował Ginny takich rzeczy. Chociaż gdyby to zrobił, prawie na pewno dostałby pozytywną odpowiedź zwrotną.
- Musisz się jeszcze wiele nauczyć stary – wybraniec poklepał go po plecach, a następnie po prostu wstał i poszedł. Rudzielec przetarł rękami twarz.
- Co mam zrobić? –Zapytał, ale nikt mu nie odpowiedział.

***



Ginny została gwałtownie obudzona przez matkę i zawołała na śniadanie. Nie była jakimś śpiochem, ale jednak spać chyba każdy lubił. Z tego powodu przeważnie ociągała się ze wstaniem z łóżka.
 - Ale mamo… jeszcze 5 minut.
 - Jeżeli nie wstaniesz to się nie wyrobisz. Nie wiem jak wtedy pojedziesz do szkoły. Poza tym masz godzinę, więc...
- Godzinę!?!! – zerwała się prędko. – Nie wyrobię się. To niemożliwe. Nawiasem mówiąć, to gdzie jest Hermiona?
 - Już od dawna jest na dole i je śniadanie – powiedziała wychodząc z pokoju.
 Ginny zaczęła się szybko ogarniać. Poszła pod prysznic, a następnie założyła jeansy i czarną bluzkę z dekoltem w łódkę. Ułożyła włosy zaklęciem tak, jak lubiła najbardziej, czyli proste i rozpuszczone, a potem się umalowała. W przeciwieństwie do Hermiony lubiła to robić, było to dla niej odprężające zajęcie. Dzisiaj nie miała czasu na coś wymyślnego, więc postawiła na kreski i owocowy błyszczyk. To musiało wystarczyć.
***

Wszyscy siedzieli już w nowym aucie Pana Weasley’a, które kupił i przerobił na latające w te wakacje. Hermiona była zmuszona siedzieć obok Rona, czego oczywiście nie chciała. Potrzebowała więcej czasu na przemyślenie tego wszystkiego lub po prostu musiała odciągnąć chłopaka od takich decyzji. Przynajmniej na razie.
Samochód ruszył, a oni pogrążyli się w całkowitej ciszy.

***



- Tylko uważajcie na siebie! – Krzyknęła jeszcze w stronę odjeżdżającego pociągu pani Weasley.
- Spokojnie przecież są już dorośli – rzekł Artur.
- Może i tak, ale są zawsze tacy nieodpowiedzialni. Co roku pakują się w coraz to bardziej niebezpieczne przygody.
- Ciekawe w co wpakują się tym razem - zamyślił się.
Państwo Weasley po raz ostatni spojrzeli na czerwoną lokomotywę i odeszli.

***



- Tu jest wolne! – Krzyknęła Hermiona.
Przyjaciele zajęli miejsca w przedziale, a następnie każdy spróbował zająć się sobą.
Harry patrzył ze smutkiem w oczach w okno. Pomyśleć, że kilka lat temu w tym miejscu siedzieli chociażby Fred, czy też Lavender i nie wiedzieli, co stanie się w przyszłości. Każdy miał plany, marzenia, swój własny świat, który został doszczętnie zniszczony. Od maja wszyscy mówili mu, że to nie jego wina, ale nie mógł przyjąć tego do wiadomości. To było niesprawiedliwe. On powinien umrzeć.

Z kolei znużona Ginny piłowała paznokcie. To się robi nudne, dlaczego nikt nic nie mówi. Spojrzała na swojego chłopaka. Wyglądał smętnie. Nie rozumiała co się z nim dzieje, ale nie miała siły tego odkrywać. Oczywiście kochała go, lecz do niego to chyba nawet nie docierało. Wszystko przez niego ,,przelatuje”.

Hermiona próbowała czytać swoją ulubioną książkę – "Dzieje Hogwartu". Myślała, że lektura choć trochę ją uspokoi. Może znajdzie tam informacje, o których dotąd nie miała pojęcia. Niestety to było na marne. Coraz trudniej było wszystko poukładać. Prawdę mówiąc, co chce robić w życiu? Kiedyś pomyślałaby, że posada ministra magii byłaby odpowiednia, ale z drugiej strony czy to nie jest za duża odpowiedzialność? Czy chce podejmować się aż tak dużej presji? Nie, raczej nie.

Ronald totalnie nie wiedział co ze sobą zrobić. Wkurzała go sytuacja z Hermioną. Na dodatek z Harrym nie dało się tak normalnie, po męsku porozmawiać. Jest cichy i jak już zacznie się konwersacja to rzuca jakimiś dziwnymi tekstami. Za cholerę nie mógł ich zrozumieć.

- Wiecie co, ja to się chyba przejdę - orzekł w końcu rudzielec.
- Chcesz, żebym poszła z tobą? – Hermiona starała się zmniejszyć dystans, który powstał 3 dni temu.
- Nie musisz - uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Jak chcesz – mruknęła zagłębiając się z powrotem w lekturze.
Chłopak nie wrócił do przedziału do końca podróży.

***



Draco Malfoy siedział w przedziale z Pansy i Blaisem. Chłopcy prowadzili ożywioną dyskusję na temat spotkań Śmierciożerców, a dokładniej, jak im się to nie podoba i czemu ma to służyć. Tak się wkręcili, że całkowicie zapomnieli o Parkinson.
Dziewczynie nie było z tego powodu przykro, zdecydowanie wolała ostatnio słuchać niż rozmawiać. Od czasu, gdy zrozumiała, że to co robiła w przeszłości było złe wyrzuty sumienia nie pozwalały jej normalnie funkcjonować. W każdym razie nikt tego chyba nie zauważył.
- Nie ogarniam tego, po co nam te zajęcia. Przecież nie zrobimy armii śmierciożerców w szkole.
- Jak to? Już werbowałem ludzi – rzekł lekko rozbawiony Zabini.
Niespodziewanie drzwi od przedziału otworzyły się, a w progu stanął rudowłosy pierwszak. Jego bujna grzywa przypominała połączenie Granger z Weasley’em. Malfoy się wzdrygnął.
- Mam zaprowadzić Pana Malfoya do Profesor McGonaggal – powiedział niepewnie, wręcz pod nosem.
Malfoy wyszedł, a czarnowłosy młodzieniec jak gdyby nigdy nic postanowił zacząć nietypową rozmowę.
- Pansy?
- Blaise?
- Wiesz, że jesteś jedną z najładniejszych lasek jakie widziałem i…
- Czego chcesz? – Przerwała mu wpół zdania.
- Bo wiesz... kiedy mówiłem ci ostatnio o tym, że po ukończeniu szkoły chcę się wybrać w podróż.
- Yhmm.
- No i powiedziałem o tym matce i stwierdziła, że… że jeśli chce korzystać jeszcze z rodzinnego skarbca muszę znaleźć sobie kandydatkę na żonę.
- I co ja mam z tym wspólnego? – Robiła się coraz bardziej podejrzliwa.
- I tak pomyślałem, że może ty…
- NIE! Blaise my jesteśmy tylko przyjaciółmi, nic więcej.
- Ty naprawdę nic nie kumasz? Chodziło o to, żebyś udawała moją dziewczynę i po prostu, gdy będę wyjeżdżać zerwiesz ze mną, a ja przybity, ze złamanym sercem opuszczę Brytanię.
- Nie. Nie zgadzam się.
- Ale dlaczego? Co mam zrobić? Przecież nie zapytam się pierwszej lepszej dziewczyny. Wybrałem ciebie, bo jesteś moją najlepszą przyjaciółką i miałem nadzieje, że się zgodzisz.
- Do czego ty mnie zmuszasz Diable? - Westchnęła. – Wisisz mi przysługę, dużą przysługę.
Chłopak rzucił się na nią szczęśliwy .
- Dziękuje! Dziękuję! Ratujesz mi życie!
- Tylko kto uratuje moje? – Mrukęła pod nosem, ale pewnie jej nie usłyszał.

***



Kiedy Teodor przyszedł do Dafne dziewczyna była nieświadoma, do czego doprowadzi ich z pozoru lekka rozmowa, która dla obydwu była po prostu potrzebna. W każdym tego słowa znaczeniu.
- Teo…..
- Nic nie mów – uciszył ją ruchem ręki.
Zbliżył się, ujął jej dłoń, a następnie złożył na niej delikatny pocałunek. Pocałunki szły coraz wyżej, a ręce błądziły pod koszulką Greengrass. Byli naprawdę zdesperowani, próbowali odciągnąć swoje myśli od problemów, z jakimi musieli się zmagać na co dzień. Nie do końca świadomy chłopak ściągnął jej bluzkę. Wtedy oprzytomniała.
- Koniec – oznajmiła odsuwając się.
- Kochanie. Dopiero się rozkręcam... – Oblizał lubieżnie wargi znowu się przybliżając.
- Nie, nie rozkręcasz – próbowała go od siebie odepchnąć, ale jej próby szły na marne. W oczach ślizgona ujrzała żądzę.
- Jak chcesz mogę się pospieszyć, to nie jest problem. Tylko będzie trochę boleśnie.
- Nie podchodź do mnie. Ratunku!!! – Nie wierzyła, że ktoś ją usłyszy. Miejsce, w którym się znajdowali było na samym końcu lokomotywy.
Wtedy drzwi się rozsunęły a w nich stanął Rudowłosy chłopak z Gryffindoru. Była tak roztrzęsiona, że zapomniała jak ów młodzieniec ma na imię.
- Nott, wynoś się stąd. Nikt nie chce cię tu widzieć – rzekł donośnym głosem.
- Co ty taki odważny Weasley? Gdzie twoi przyjaciele? - Teodor nic sobie nie robił z poleceń gryfona.
Wystarczył jeden ruch a on wyleciał przez drzwi na twardą podłogę. Ron nawet nie był pewny czy nie zobaczył samotnie leżącego zęba. Jednym ruchem różdżki spowodował zawiązanie się lin na jego ciele. Zamknął drzwi odwracając się wprost na piękną blondynkę.
- Co tu się właściwie stało?

***

Hermiona siedziała w ciszy mając zamknięte oczy. Rozmyślała o wszystkim, co jej przyszło do głowy. Nawet nie wiedziała, ile minęło czasu, ale sprowadził ją na ziemie pewien głos. Dokładniej głos pierwszoklasisty.
- Możesz powtórzyć? – Powiedziała ziewając.
- Profesor McGonaggal wzywa Panią na spotkanie prefektów naczelnych.
- Dobrze, już idę. – Jak powiedziała, tak zrobiła, wyszła zostawiając przyjaciół samych.
- I co teraz? - Spytała Ginny.
- Co? – Rzekł mało inteligentnie Harry.
- Co robimy?
- To co wcześniej.
- Naprawdę cię nie rozumiem. Nie tylko ja mam coś od siebie dawać w tym związku. Wysil się choć trochę. Naprawdę nie mam już ochoty na te twoje humorki. Twoje zachowanie podchodzi pod stany depresyjne, których nie rozumiem. To ja straciłam brata na wojnie, nie ty. To ja mam prawo do takiego zachowania! – Ostatnie słowa wręcz wykrzyczała.
- Nie rozumiesz, że to przeze mnie on zginął?! Wszyscy zginęli, dlatego, bo ja, zwykły mały człowiek miałem przeżyć. Teoretycznie zabić Voldemorta mógł każdy. Wystarczyło zniszczyć wszystkie horkruksy w tym mnie!
- Jeżeli masz zamiar pieprzyć takie brednie to ja wychodzę! Powiedz Mionie, że jestem u Nevilla i Luny.
Usiadł wygodnie i utkwił wzrok w szybie okna.

***

Granger szła spokojnym krokiem do przedziału jej ulubionej nauczycielki. Miała nadzieję, że nowy prefekt będzie odpowiedzialny, ułożony i w najlepszym przypadku nie będzie ze Slytherinu. Nie chciała użerać się z niedojrzałym bachorem. Z drugiej strony McGonaggal nie powierzyłaby tak ważnej roli byle komu. Przynajmniej taką miała nadzieję. Stanęła przed drzwiami dzielącymi ją od prawdy. Pewnym ruchem otworzyła wrota, by wreszcie ją odkryć. Otworzyła oczy, a widok jaki zastała przerósł jej najśmielsze oczekiwania.
- Malfoy?!
 - Zdziwiona? Granger? – grał twardego, ale w jego głosie słychać było zawahanie.
 Nie! Nie! Nie. To nie może być prawda. On nie może być prefektem, przecież to śmierciożerca. W tamtym momencie jej wiara w siebie zdecydowanie zmalała.
- Nie…
- Przeszkadzam wam? – dyrektorka zwróciła na siebie uwagę uczniów.
- Nie, pani profesor – odpowiedzieli chórem.
- Proszę zająć miejsce Panno Granger.
 Gryfonka usiadła, a Minerva zaczęła swój monolog.
 - Osobiście wybrałam was na prefektów naczelnych i uważam, że poradzicie sobie z obowiązkami, które was od teraz dotyczą – spojrzała na Malfoya swoim bystrym spojrzeniem. – Zacznijmy od korzyści. Cisza nocna obowiązuję dla was od godziny dwunastej, macie także możliwość skorzystania z łazienki na piątym piętrze. Będziecie pełnić razem dyżury od godziny dwudziestej drugiej do dwudziestej trzeciej.
 Hermiona spojrzała na kobietę z niedowierzaniem, a Draco... no właśnie Draco, nawet się nie wzdrygnął. Wyglądał wręcz, jakby był z tego faktu zadowolony.
 - W listopadzie organizacja balu w rocznicę Bitwy o Hogwart spadnie na was, możecie znaleźć sobie ludzi do pomocy, a z listą pomysłów przychodzicie bezpośrednio do mnie – kontynuowała.
- Czyli mamy całkowitą dowolność? – zapytała Hermiona.
 - Dokładnie tak – odparła twierdząco. - Za dobre zachowanie dodajecie punkty, a za złe odejmujecie je. Na koniec kwestia waszego wspólnego dormitorium, znajduje się na piątym piętrze za obrazem uśmiechniętej niewiasty.
 - Dormitorium?! – ich głośny krzyk wypełnił całe pomieszczenie.
 - Dokładnie. Jako prefekci naczelni macie zapewnione nowe dormitorium.
- Nie wierzę – mruknęła pod nosem Panna Granger wciąż nie mogąc wyjść z szoku.
- W takim razie proszę uwierzyć. Hasła do łazienki i dormitoriów podam po kolacji. Macie czekać na mnie, a ja pokażę, gdzie macie mieszkać. To będzie wszystko, dziękuję.
 - Dziękuję, do widzenia – odpowiedziała dziewczyna. Ślizgon lekko skłonił głowę i skierował się do wyjścia.
- Malfoy! Poczekaj. – Hermiona próbowała go dogonić, ale on nie chciał dać się złapać.
 - Co?!
- Dlaczego wyglądasz na zadowolonego? Musimy ze sobą mieszkać i funkcjonować. Nie rusza cię to?
- Nie jestem zadowolony tylko wkurwiony, dlaczego mam mieszkać akurat z taką szlamą jak ty. Rusza mnie to, ale moje zdanie nic tu nie zmieni, a tylko pogorszy sprawę.
W Hermionie zebrała się wściekłość. Jak on śmie tak do niej mówić? Odeszła zaciskając mocno pięści, nie chciała znowu wdawać się z nim w dyskusję. Obydwoje wiedzą, że to zawsze ona na tym źle wychodziła. On jest mistrzem ciętych ripost, ona obrywała. Nie nadawała się do tego. Resztę podróży spędziła z Harrym wtulona w jego bok, który nie wiedzieć czemu był wyraźnie przybity.














Brak komentarzy: