Czarodzieje

niedziela, 15 kwietnia 2018

Rozdział 4 - Bo każdy jest równy, a korzenie nie mają znaczenia.






Cześć i czołem czytelnicy :D. Przychodzę do was z 4 rozdziałem mojego tworu. Nie jestem z niego za bardzo zadowolona, bo przez tydzień dopisałam do tego co miałam zaledwie 200 słów, ale mam nadzieje, że może się spodoba i wasza ,,żądza czytelnicza” zostanie zaspokojona J . W takim razie uciekam, życzę miłej nocy, dnia i w ogóle życia
Milka xx

PS: Czytasz=Komentujesz







,,Ludzie, cienie, dobro, zło, niebo, piekło: wszystko to tylko etykietki, nic więcej. Ludzie sami stworzyli te przeciwieństwa: natura ich nie dostrzegała. W naturze nawet życie i śmierć nie były przeciwieństwami - po prostu jedno stawało się przedłużeniem drugiego.”

 

Pogoda nie zachęcała do wyjścia, było zimno, a słońce już dawno schowało się za szkarłatnymi chmurami. Niestety dwójka prefektów naczelnych musiała towarzyszyć uczniom z pierwszego roku, w przepłynięciu przez Hogwardzkie jezioro. Nieciekawa pogoda psuła nastrój, a im było zimno. Dziewczyna nie pomyślała, że będzie aż tak źle, więc miała na sobie tylko cienki sweterek. Teraz marzła szczękając zębami w swojej małej łódce, w której płynęła z blondwłosym chłopakiem ze Slytherinu. Draco też nie czuł się zbyt pewnie w lekko przechylającej się łódce pośród burzliwych chmur, ale przecież nie powie tego gryfonce. Tak naprawdę nikomu tego nie powie, bo, po co. Nie po to latami budował swoją pozycję, aby zburzyć ją tak prostym zdaniem. Generalnie nie pokazywał ludziom swoich prawdziwych uczuć. Starał się być obojętny na każdy problem, radość, czy nienawiść skierowaną w jego stronę. Tylko przy przyjaciołach się rozluźniał, chociaż też nie do końca. W pewnym sensie nikt go nie znał, nie miał osoby, która wiedziałaby o nim wszystko i chciał, aby tak zostało. Nie chciał czuć się przywiązany do nikogo, dlatego nigdy się nie zakochał, nawet nie zauroczył. On tylko zabierał dziewczyny na jedną noc. Oczywiście myślały, że go usidlą, że będą tak oszołamiające, że się ugnie, a one posiądą go jak nagrodę, trofeum. Żadnej się nie udało, a ślizgon pozostał na nie całkowicie obojętny psychicznie i umysłowo, bo pragnieniu fizycznym nie mógł się oprzeć. Okej, może ukrywał się za maską obojętności, ale był także facetem, który miał swoje potrzeby. Miał urodę i to wykorzystywał, bo dlaczego nie? Nie czuł się winny, mimo złamanych serc, przecież nikomu niczego nie obiecywał. Siedząc zziębnięta z podkulonymi nogami Hermiona obserwowała Malfoya, który ulokował się naprzeciwko niej. Oczywiście mogła spojrzeć też w inną stronę, ale bała się tego, co może się stać. Woda, co jakiś czas nieprzyjemnie bulgotała, a ona słyszała za dużo historii i obejrzała zbyt wiele horrorów, aby spojrzeć w jej taflę. Przyglądając się mu zauważyła, że wygląda zdecydowanie zdrowiej, niż podczas ich poprzednich spotkań. Jego blond, wręcz platynowe włosy powiewały na porywistym wietrze okalając jasną twarz. Kiedy spotkała go na rodzinnym dworze, w niezbyt przyjemnych okolicznościach miał bardzo bladą, aż przezroczystą cerę, a usta wykrzywiał grymas. Wtedy pomyślała, że mimo pozycji nie ma lekko i nie chce znaleźć się w jego skórze. Nie mogła już więcej rozmyślać, gdyż ich podróż się skończyła a nogi dotknęły upragnionej ziemi. Szli razem w ciszy prowadząc zgraję uczniów do ogromnej szkoły, z którą mieli tak wiele wspomnień. Dotarli aż do wielkiej Sali, gdzie rozdzielili się i poszli prosto do stołów swoich domów.

- …April Jones!
 Mała rudowłosa dziewczynka niepewnie usiadła na stołku, który zaważy o jej przyszłości. Profesor McGonaggal założyła na jej głowę tiarę przydziału.
 - GRYFFINDOR!
Przy stole gryfonów zabrzmiały ogromne oklaski i wiwaty, April usiadła przy stole speszona, ale też dumna. Zawsze chciała trafić do tego domu, więc marzenie się spełniło.
 - George Kinney!
Chłopaczek o miodowym kolorze włosów wyszedł z tłumu i przysiadł czekając na najważniejsze.
 - GRYFFINDOR!
Ponownie nie obyło się przez gorących oklasków witających nowego wychowanka gryfonów.
- Matthew Villans!
Brązowowłosy przysiadł na krześle z pewnością siebie, a gdy dyrektorka dotknęła tiary i przyłożyła ją do głowy Matthew od razu rozległ się krzyk kapelusza.
 - SLYTHERIN!



***



Po omówieniu spraw organizacyjnych wszyscy zasiedli do wielkiej uczty. Astoria była bardzo głodna, ale ostatnio naczytała się za dużo magazynu ,,Czarownica”, gdzie napisali, o diecie opierającej się na jednym posiłku i wodzie. Ślizgonka uwierzyła w informacje z jej ulubionego pisma i teraz siedziała przy pustym talerzem, z pucharkiem wody w rękach.
- As, jeśli nic nie zjesz, zemdlejesz. Jesteś blada jak ściana – powiedziała ostrzegając przyjaciółkę Pansy.
- Nie zemdleję, a czuję się wspaniale. Taka oczyszczona i zdrowa. Powinnaś sama spróbować Pan – odpowiedziała próbując brzmieć jak najbardziej wiarygodnie Greengrass patrząc na tartę z malinami.
- Jasne, jasne. Nie będziemy cię później ratować. Prawda Daf?
- Co?
Dziewczyna była cały czas roztrzęsiona po historii w pociągu. Dobrze, że Weasley ją uratował, była mu naprawdę wdzięczna.
- Co się z tobą dzieje? Od kiedy wróciłaś do naszego przedziału jesteś jakaś dziwna.
- Wydaje wam się, naprawdę. Wszystko jest okej. Po prostu jestem zmęczona.
- Powiedzmy, że ci wierzę, ale dlaczego nie było cię tak długo? – zapytała Astoria.
- Czy wy musicie wszystko wiedzieć!? Nie możecie po prostu zostawić mnie w spokoju?! – wykrzyczała Dafne.
- Nie?!
Cała sala zwróciła ku nim wzrok oczekując na rozwój akcji, nie często zdarzało się, aby ta trójka się sprzeczała.
Ronald spojrzał na nią ze współczuciem w oczach. Ślizgonka zmieszała się, a następnie wyszła krzycząc:
- KONIEC PRZEDSTAWIENIA!
Usłyszeli tylko stukot obcasów, a następnie głośny trzask drzwi.

***


Nie wiedziała, gdzie iść, nie chciała, aby ktoś ją znalazł. Chciała zniknąć. Nie miała pojęcia, kiedy na jej policzkach zalśniły łzy.
- Dlaczego akurat ja? Dlaczego zawsze mnie spotykają najgorsze rzeczy? Nikt nigdy mnie nie wspiera. Muszę sobie radzić sama - myślała.
Ostatnio pytała rodziców, czy pożyczą jej pieniądze na zakup lokalu oraz materiałów do pracy. Oczywiście się nie zgodzili, chcieli, żeby była kimś ważnym, żeby pracowała w ministerstwie, ale ona chciała pracować dla siebie. Na Ulicy Pokątnej było takie miejsce, niewielkie, ale na razie w sam raz, chciała, aby było jej, ale pewnie się nie uda... jak zawsze…
- Dafne! Poczekaj!
 Przystanęła na chwilę podziwiając niezbyt przyjemną pogodę.
- Dlaczego wybiegłaś? – zapytał mało inteligentnie Ronald.
 - Przecież słyszałeś. Wszyscy słyszeli.
- Nie. Dafne nikt nie słyszał waszej rozmowy, tylko pojedyncze urywki.
- Super, mają mnie za jeszcze większą idiotkę. – Głos jej się załamał, a gorzkie łzy uszkodziły makijaż.
Chciał do niej podejść i zetrzeć cierpienie z jej twarzy, ale nie mógł. Miał dziewczynę, jeśli ona by się dowiedziała, to już by nie żył. Poza tym, gdyby ktoś go zobaczył z Greengrass miałby niezły problem. Kochał Herm i nie chciał, aby ich związek się rozpadł, tylko jednak od pewnego czasu jest inaczej…
 - Spokojnie, nie płacz – próbował ją pocieszyć, ale z marnym skutkiem – proszę przestań, bo ja też się zaraz rozpłacze.
Zaśmiała się. - Taa, jasne. Weasley idź do swojej dziewczyny, na pewno na ciebie czeka.
 - Możliwe, ale teraz to ty potrzebujesz pomocy i pocieszenia.
- Idź, jeszcze ktoś nas zobaczy i cała nasza reputacja zostanie doszczętnie zniszczona – zachowywała się jakby kompletnie go nie słyszała.
 Chciała szybko się stąd usunąć. Zniknąć. Po prostu miała już dość niepowodzeń w jej nastoletnim życiu.
- A co jeżeli nie pójdę? – zapytał z uśmiechem.
Może porozmawia z nią, chociaż w taki sposób. Zawsze warto spróbować.
 - Wtedy ja stąd pójdę – chciała zabrzmieć smutno, ale wyszedł z tego zaczepny ton.
 - W takim razie. Hmmm.. Może odejdziemy razem?
 Niby chciała odpowiedzieć negatywnie, ale dlaczego ma rezygnować z miłej przechadzki z rudowłosym gryfonem, który notabene pomógł jej w pociągu i nawet teraz oferuję pomocną dłoń. Jebać to.
- Chętnie.
 - W takim razie, chwyć proszę moje ramię.
Parsknęła.
- To nie było śmieszne – rzekła chwytając ramię towarzysza.


***



Harry siedział tuż obok swojej dziewczyny, a naprzeciwko niego siedziała jego najlepsza przyjaciółka. Uzmysłowił sobie, że od kiedy Rona nie ma Hermiona pogrążyła się w zupełnej ciszy. Ginny próbowała ją jakoś zagadać, lecz na próżno. Chciał coś przełknąć, ale na marne. Po całej akcji z ostatniej chwili czuł się nieswojo.
- Przecież oni się nienawidzą – pomyślał.
Dobra może nienawidzić to trochę za mocne słowo, ale przecież to jest ślizgonka, a on jest gryfonem. Teoretycznie powinni się nie tolerować. Nic już nie rozumiał, cóż człowiek to człowiek, nieważne do jakiego domu należy, prawda? Czy jego przyjaciela coś połączyło z tą długonogą dziewczyną, tylko co?
Nie dowie się, jeżeli nie spyta.

Miona grzebała w swoim talerzu próbując się nie rozpłakać na myśl o chłopaku. Może zachowywała się ostatnio z rezerwą w stosunku do niego, ale on na oczach wszystkich wybiegł za tą zdzirą Greengrass. Jeszcze musiała siedzieć do końca uczty, aż wszyscy wyjdą. Pieprzona McGonaggal, przecież ona i Malfoy wiedzą gdzie jest piąte piętro i gdzie jest ten obraz. Tylko traci czas, a w nowym dormitorium mogłaby odciągnąć myśli od okrutnej rzeczywistości, w której jej chłopak ją zdradza. Po prostu świetnie. Przetarła twarz dłońmi starając się wyglądać jak normalniej. Czuła, że ktoś ją obserwuje, ale, gdy tylko rozglądała się naokoło nikogo nie zauważała.
- Chyba zaczynam wariować – pomyślała.

Draco obserwował dziewczynę o ciepłych, czekoladowych oczach. Teraz już nie aż tak ciepłych jak kilka minut temu. Nie dziwił się rudemu, że wybiegł za Dafne, według niego też była ładniejsza niż Granger. Ogólnie to po prostu nie brał jej pod uwagę w żadnej kategorii. Była dla niego szlamą i nienawidził jej. Tej burzy włosów, których nie da się ujarzmić, jej okropnego stylu, a najbardziej charakteru. Taka pyskata i wredna. Mimo opinii, że to on zawsze zaczyna kłótnie tu jest po prostu odwrotnie. To nie jego wina, że dziewczyna nie potrafi przegrywać i zaczyna znowu swoje pitolenie. Cały ten stereotyp o tym, że w Gryffindorze uczniowie są cnotliwi i odważni nie pokrywa się do końca z rzeczywistością. Wystarczy na nią spojrzeć, aby wiedzieć, że ta odwaga to po prostu głupota. Tak samo, że u nich w Slytherinie panuje spryt, w takim razie niech spojrzą na Crabbe’a lub Goyle’a, takie ameby nie mają w sobie grama sprytu.
Półmiski był już puste, a uczniowie opuścili Wielką Salę. Profesor McGonaggal poprosiła prefektów naczelnych do siebie, aby zaprowadzić ich do nowego dormitorium. Szli w ciszy przerywając ją bezpośrednio, gdy dotarli do obrazu uśmiechniętej niewiasty. Wtedy dyrektorka odezwała się po raz pierwszy.
- Aby wejść do środka, trzeba powiedzieć tej o to dziewczynie komplement, na przykład – odwróciła się w stronę malowidła – pięknie dziś wyglądasz.
Na ustach niewiasty pojawił się szeroki uśmiech, a następnie uchyliła przejście.
Widok jaki ich powitał zaskoczył nawet Malfoy’a. Przy samym wejściu znajdowały się wieszaki na ubrania wierzchnie, a wchodząc głębiej ukazał się ogromny salon, w którym znajdowały się jasne skórzane sofy, fotele i kominek. Między kanapą, a kominkiem stał przezroczysty stolik, a na nim bukiet świeżych kwiatów. Przy ścianie stały półki z książkami, na których leżały te najcieńsze i zarazem najgrubsze z ksiąg. Na lewo były drzwi do jednego z pokoi, a naprzeciwko do drugiego. Pomiędzy pokojami znajdowały się jeszcze jedne drzwi, prowadzące do łazienki. Była ogromna, w ciemnych odcieniach ze złotymi dodatkami.
- Oto wasze dormitorium. Staraliśmy się trochę je unowocześnić, oto wynik końcowy – wskazała ręką w stronę głównego pomieszczenia.
- Tu jest obłędnie – pomyślała na głos kasztanowłosa.
- Cieszy mnie pani entuzjazm panno Granger – uśmiechnęła się delikatnie Dyrektorka. – Pokój na lewo jest właśnie Pani, pokój na prawo Pana Malfoy’a. Macie jakieś pytania?
 - Ja nie mam – odezwał się po raz pierwszy Draco.
- Czy tylko my możemy wchodzić do tego dormitorium? W sensie, czy przyjaciele mogą mnie odwiedzać?
 - Naturalnie, możecie też powiedzieć niewiaście kogo nie powinna wpuszczać. Zwykle na wszystko się zgadza.
Przytaknęli głowami.
 - W takim razie jeżeli nie macie więcej pytań to ja wychodzę. Rozgośćcie się, to w końcu wasze lokum na cały rok szkolny - powiedziała wychodząc.
 W tamtej chwili dało się usłyszeć głośne westchnięcie uczniów. Ten rok nie zapowiadał się za ciekawie. Jak bardzo się mogli się mylić?
















Brak komentarzy: